Po kontuzji nie powróciłem już do optymalnej formy - rozmowa z Romanem Prawicą, byłym zawodnikiem Stali Stalowa Wola

Kariera sportowa Romana Prawicy trwała ponad 20 lat. Wychowanek Stali Stalowa Wola, który koszykówkę trenować zaczął w połowie lat osiemdziesiątych, swoją przygodę z basketem zakończył po sezonie 2007/2008.

W tym artykule dowiesz się o:

Marcin Jeż: Zakończył pan karierę w wieku 37 lat. Był to odpowiedni moment na podjęcie tej decyzji?

Roman Prawica: Mówi się trudno, zawsze w życiu przychodzi taki moment, że trzeba zakończyć jakiś etap. Ciężko jest powiedzieć, czy akurat była to odpowiednia chwila na zakończenie mojej kariery. Ja postanowiłem, że nie będę zawodowo grał już w koszykówkę i myślę, że nie była to pochopna, tylko dobra decyzja.

Wcześniej były takie momenty, w których poważnie rozważał pan zakończenie przygody z koszykówką, ale ostatecznie decydował się pan na pozostanie przy baskecie?

- Wcześniej nie myślałem o zakończeniu kariery. Uważam, że jedną z jej przyczyn była moja kontuzja (zawodnik doznał poważnego urazu kolana na początku sezonu 2006/2007 - przyp. red.). Po tej kontuzji jednak powróciłem na parkiety, ale moja noga już nie była tak sprawna, jak przed odniesieniem urazu. Dlatego też po zeszłym sezonie uznałem, że dalej nie będę rywalizował z dolegliwością.

Kontuzja spowodowała, że po powrocie do gry, nie mógł już pan dawać z siebie wszystkiego?

- Po tej kontuzji było mi bardzo ciężko powrócić do swojej optymalnej formy. Można powiedzieć, że po tym urazie nie było już możliwości, abym grał na sto procent. Wiedziałem, że z moim zdrowiem, nie jest tak, jak bym sobie tego życzył, także zakończyłem karierę.

Na koszykarskich parkietach spędził pan kawał czasu. Zastanawiał się kiedyś pan nad tym, czym zajmowałby się pan przez te ponad 20 lat, gdyby nie grał pan w koszykówkę?

- Wcześniej, raczej nie zastanawiałem się nad tym. Na koszykarskich parkietach rzeczywiście spędziłem ponad 20 lat. Przez ten okres skupiałem się na koszykówce, i nie było rozważań na temat tego, co był robił, gdybym nie grał w basket.

Mógłby pan podsumować swoją karierę?

- W rodzimym klubie - Stali Stalowa Wola grałem do 1997 roku. W okresie, kiedy występowałem w "Stalówce", grała ona w ekstraklasie. Tak, więc miałem możliwość robienia postępów, co najważniejsze, na miejscu i w najsilniejszej lidze. Dlatego nie musiałem szybko zmieniać klubu. Później podjąłem decyzję o przejściu do bardzo mocnego teamu - Anwilu Włocławek, z którym zdobyłem trzy tytuły wicemistrza kraju. Następnie grałem w Polonii Warszawa i Stali Ostrów, a w 2004 roku powróciłem do klubu ze Stalowej Woli.

Czy są takie decyzje, których teraz może pan żałować?

- Nie myślałem nad tym. Jak już w mojej karierze zdarzyło się coś złego, to do tego nie wracam. Z kolei, jeśli chodzi o dobre momenty, to staram się je jak najczęściej wspominać.

W swojej karierze miał pan nawet okazję do występów w reprezentacji Polski...

- Bardzo miło będę wspominać występy w kadrze. Kiedy jest się powołanym do reprezentacji, czuje się wielką mobilizację. Myślę, że zawodnik, który chociaż raz wystąpi w kadrze, jest z tego faktu dumny.

W minionym sezonie ekipa ze Stalowej Woli była krok od sforsowania bram ekstraklasy. Gdyby pan awansował ze Stalą, byłaby to zapewne najlepsza "forma", w jakiej mógłby pan pożegnać się z koszykówką...

- Na pewno awans do ekstraklasy ze Stalą byłby dla mnie wymarzonym końcem kariery. Zawsze gdzieś tam po cichu liczyłem, że kiedyś uda mi się wprowadzić "Stalówkę" do najwyższej klasy rozgrywkowej. Niestety w zeszłym sezonie ten cel się nie udał. Mimo tego uważam, że zrobiliśmy duży krok do przodu, i teraz zespół ma podstawy do bicia się w pierwszej lidze o najwyższe cele. W przerwie letniej włodarze Stali zmontowali silny skład, dlatego też nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Stalowej Woli awansu.

Co teraz? Co zamierza pan robić po zakończeniu kariery?

- Chciałbym zostać przy sporcie. W tej chwili trochę współpracuję z panem Jareckim, Pamułą i Wołoszynem w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Może coś się z tego rozwinie.

Źródło artykułu: