Michał Fałkowski: Jak smakuje brązowy medal w kontekście tych wcześniejszych, które wywalczyłeś z Anwilem Włocławek?
Bartłomiej Wołoszyn: Dużo osób mnie o to już pytało, również tutaj w Koszalinie, ale ja nie podchodziłem do tego tak emocjonalnie. Największe emocje w kontekście Włocławka towarzyszyły mi przy okazji pierwszego meczu w Hali Mistrzów jeszcze w sezonie zasadniczym. Wtedy nie wiedziałem jeszcze co mnie czeka, a teraz? Całą rywalizację o trzecie miejsce traktowałem jako batalię dwóch zespołów i nic więcej. Oczywiście, już po samym sukcesie nie mogłem uniknąć porównań do sezonów w Anwilu. Mam tylko nadzieję, że w Koszalinie pokazałem wszystkim, którzy postawili na mnie krzyżyk, że jeszcze umiem grać w koszykówkę.
Raczej nikt nie uwierzy ci w to, że nie traktowałeś rywalizacji z Anwilem w szczególny sposób...
- Tak, to możliwe, ale jednak tak było. Ja do nikogo we Włocławku nie mam żalu, że teraz miałbym mieć jakieś negatywne emocje.
Jak postrzegasz medal wywalczony z AZS Koszalin w kontekście tych trzech, które zdobyłeś z Anwilem?
- Rzeczywiście, mam trzy z Anwilem, ale ten pierwszy to był jeszcze za trenera Andreja Urlepa, gdy właściwie w ogóle nie grałem w pierwszym zespole. Później wywalczyłem jeszcze brąz i srebro, ale dopiero teraz w Koszalinie mogę nazwać ten brązowy medal swoim autorskim. Byłem zasadniczym elementem składu, wielokrotnie wychodziłem w pierwszej piątce, grałem dużo minut, miałem swoją rolę w ataku i wpływ na wynik. We Włocławku nie zawsze tak było i tym te medale się różnią.
W którym momencie wiedziałeś, że ten medal jest już wasz? Po pierwszym meczu w Hali Mistrzów?
- Tak naprawdę to emocje targały mną do samego końca, ale chyba gdzieś w połowie trzeciej kwarty już poczułem, że nic złego nam się nie może przytrafić. Ta trzecia kwarta udała się chyba w 100 procentach; graliśmy świetnie w obronie, łatwo w ataku. Widziałem po zawodnikach Anwilu, że mają dość, że ten mecz już przegrali. Jednocześnie jednak chcę powiedzieć, że już po zwycięstwie we Włocławku nie wyobrażałem sobie, że możemy wrócić do Hali Mistrzów na trzecie spotkanie.
Emocji jednak nie brakowało - w jednej z akcji bardzo gwałtownie zareagowałeś w kierunku Krzysztofa Szubargi...
- To było po bloku na Krzyśku, piłka poszła w aut. Rozmawiałem z nim później o tym, jeszcze po meczu, nie miał do mnie żalu. Powiedział mi, że zareagowałem prawidłowo i on sam zareagowałby podobnie. A ja krzyknąłem coś do niego dlatego, że upadając, poczułem ból w jakimś mięśniu i przez chwilę bałem się, że może znowu jakaś kontuzja. Na szczęście nic takiego się nie stało. A sam blok był w ważnym momencie i pamiętam, że poderwał chłopaków do dalszej walki.
Mocno imprezowaliście po wygranym meczu?
- Tak naprawdę to świętujemy jeszcze cały czas (rozmawialiśmy w piątek - przyp. M.F.). Najpierw mieliśmy kolację z rodzinami, którą zorganizowali nam prezesi klubu, i ta kolacja przerodziła się w imprezę do... no, trwała bardzo długo (śmiech). Na drugi dzień mieliśmy natomiast wspólnego grilla. Świętujemy jednak cały czas, bo przecież jest co świętować. Wiadomo jak to jest z nami, zawodnikami, większość zdobyła już jakiś medal kiedyś, ale AZS jako klub i Koszalin jako miasto świętują po raz pierwszy. To historyczna chwila i cieszę się, że mogłem być częścią tego wydarzenia.
Czy w związku z brązowym medalem zarząd obiecał wam jakieś dodatkowe premie?
- Cóż, w kontraktach mamy zapisane różne premie, a prezes obiecał, że będą one wypłacone. Myślę, że nie będzie z tym żadnych problemów, bo wcześniej nigdy takowych nie było. Cały sezon zakończyliśmy sukcesem, ukoronowaliśmy go brązem, więc fajnie, że ktoś nas nagrodzi również finansowo.
Wracasz do Włocławka teraz czy najpierw wakacje?
- Rzeczywiście, we Włocławku mieszkam, mam tam mieszkanie, ale najpierw pojedziemy na jakieś fajne wakacje. A potem chyba jednak wrócę do Koszalina, zająć się dzieckiem. Przez cały rok to ja pracowałem, a żona zajmowała się synkiem, więc teraz będzie na odwrót, tym bardziej, że żona znalazła pracę w Koszalinie.
Czyli nie będzie sytuacji, w której, przechadzając się po ulicach Włocławka, kułbyś fanów w oczy brązowym medalem zawieszonym u szyi (śmiech)?
- Jeśli już to może w jakiś weekend (śmiech). Nie będę jednak drażnił kibiców. Bardzo ich szanuję, są wymagający, ale mam wrażenie - sprawiedliwi jednocześnie. A medal będzie wisiał sobie na honorowym miejscu, a nie na mojej szyi.
Zostajesz na przyszły sezon w Koszalinie?
- Jestem wolnym zawodnikiem, nie mam kontraktu, ale na pewno będę patrzył na AZS priorytetowo, jeśli tylko władze klubu nadal będą chciały mnie w zespole. Odbudowałem się tutaj i jestem otwarty na przedłużenie umowy.