Nie odchorowałem jeszcze walki o brąz - wywiad z Krzysztofem Szubargą, obrońcą Anwilu Włocławek

- Amerykanie łatwiej znoszą porażki. Ja tak nie umiem, bo wychowałem się w kulturze kibicowskiej i dla mnie każdy mecz jest istotny, a walka o brąz była jak o złoto - mówi Krzysztof Szubarga.

Michał Fałkowski: Jakie to uczucie był liderem zespołu?

Krzysztof Szubarga: Bardzo przyjemne.

A jak to jest być liderem zespołu, który drugi rok nie zdobywa medalu?

- To wielki niedosyt, jednak wierzę, że gdyby nie seria kontuzji, która przytrafiła się nam pod koniec sezonu, zdobylibyśmy ten medal. Niestety, jak też doznałem urazu.

W kilku meczach drużyna musiała radzić sobie bez ciebie. Powszechne wówczas stało się wówczas mniemanie, że drużyna może grać bez swojego lidera. Co ciekawe, trener Milija Bogicević powiedział mi, że "owszem, grać może, ale czy wygrywać, to już inna kwestia".

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

- Do wygrywania potrzebne jest doświadczenie i myślę, że trener powiedział to zdanie właśnie w tym kontekście. Ja jednak nie odczułem tego, że jak mnie nie było, lub gdy byłem, to zespół grał lepiej, czy gorzej. Będąc na parkiecie człowiek myśli tylko o tym, by pomóc zespołowi.

Kontuzja jednak uniemożliwiła ci grę na maksimum możliwości...

- Niestety tak, ale nie mogło być inaczej. Palec mnie bolał, bo wróciłem do koszykówki po dwóch tygodniach, podczas gdy lekarze mówili mi, że złamana kość będzie musiała zrastać się od sześciu do ośmiu tygodni. Dla mnie jednak istotniejsze było to, żeby wrócić do gry i do rotacji, która była bardzo wąska. Niestety, kontuzjowana była prawa ręka, wskazujący palec, więc każdy kontakt z piłką był odczuwalny. Jestem takim zawodnikiem, który musi dużo rzucać na treningach, by trafiać w meczach. Tymczasem w momencie urazu na treningach uczestniczyłem tylko w rozruchu i utrzymywałem kondycję fizyczną. Piłkę dotykałem tylko w dniu meczu.

Masz jeszcze w pamięci to, jak zakończyliście sezon, czy powoli już o tym zapominasz?

- Zakończenie sezonu porażką nigdy nie przechodzi z dnia na dzień. Musi minąć trochę czasu. Ja nie odchorowałem jeszcze walki o brąz.

Prawdą jest, że Polacy, czy też ogólnie Europejczycy, inaczej znoszą porażki niż Amerykanie?

- Tak się mówi, że Amerykanie nie podchodzą do meczów o trzecie miejsce na poważnie, nie są zbyt skoncentrowani. Jednocześnie łatwiej znoszą wszystkie porażki. Ja tak nie umiem, bo wychowałem się tutaj, w kulturze kibicowskiej i dla mnie każde spotkanie jest istotne, a mecze o brąz traktowałem jak mecze o złoto. Dlatego też zagrałem w nich, choć wskazania lekarzy były inne. Amerykanie mają natomiast coś takiego, jak "next game". Mniej boleśnie rozpamiętują porażki, bo zawsze myślą już o kolejnym meczu. Niestety, teraz nie było "next game", po porażce z AZS Koszalin musimy czekać na nowe rozdanie kilka miesięcy, ale tego, co było, nie zmienimy. To bolesne uczucie. Ja niestety często mam tak, że porażki przenoszę do domu. Wówczas żona wie, że lepiej ze mną nie gadać (śmiech).

Krzysztof Szubarga nadal ma w pamięci nieudaną walkę o brąz
Krzysztof Szubarga nadal ma w pamięci nieudaną walkę o brąz

Rozmawiamy kilka godzin przed twoim wylotem na wakacje. Jedziesz wypoczywać czy spędzić czas aktywnie?

- Po takim sezonie trzeba przede wszystkim odpocząć. Odpocząć i uwolnić się od czarnych myśli odnośnie przegranej walki o brąz.

A jak wrócisz, usiądziesz do rozmów z Anwilem w sprawie przedłużenia umowy?

- Zobaczymy, co się wydarzy. Na pewno ciężko byłoby mi wyobrazić sobie siebie samego poza Anwilem. Jeśli więc usiądziemy do rozmów, to Anwil będę traktował priorytetowo. Tutaj jest mój drugi dom. Tutaj zdobyłem swój pierwszy medal i dobrze mi w tym mieście.

Zawsze podpisujesz roczne kontrakty. Nie lepiej, jakbyś decydował się na dłuższe umowy. Teraz nie miałbyś tego problemu...

- Tak, co roku podpisuję roczne kontrakty, więc co lato mam ten sam problem (śmiech). A tak na poważnie - gdyby kluby znały swoje budżety na lata, to wówczas moglibyśmy mówić o podpisywaniu kontraktów wieloletnich. Tak niestety nie jest, wiec jak wrócę z wakacji, wówczas zajmę się rozpatrywaniem ofert. Chciałbym nadal grać we Włocławku, ale mam świadomość, że życie koszykarza, życie sportowca jest czasami nieprzewidywalne i niekoniecznie gra się tam, gdzie by się chciało grać.

Źródło artykułu: