Niesamowity rok Akademików - podsumowanie sezonu w wykonaniu AZS-u Koszalin

Tak świetnego występu w minionych rozgrywkach nie spodziewali się chyba nawet najwierniejsi fani klubu z Koszalina. Brązowe medale TBL i finał Pucharu Polski dały najlepszy sezon w historii!

Piotr Dobrowolski
Piotr Dobrowolski

Na początku siali postrach

Drużyna z Koszalina kapitalnie rozpoczęła miniony sezon Tauron Basket Ligi. Pomimo porażki w pierwszym meczu we własnej hali, przeciwko ekipie z Tarnobrzega, dwa następne spotkania, z potentatami - Asseco Prokomem Gdynia i Treflem Sopot - padły łupem zespołu prowadzonego wówczas przez Teo Cizmicia.

Jak się później okazało, te zwycięstwa nie były dziełem przypadku. Wprawdzie AZS-owi przytrafiła się niespodziewana wpadka w wyjazdowym starciu ze Startem Gdynia, ale kolejne spotkania potwierdziły olbrzymi potencjał, tkwiący w Akademikach. Wiele do myślenia dała porażka zaledwie jednym punktem (74:75) z aktualnym mistrzem Polski, Stelmetem Zielona Góra. Po pokonaniu PGE Turowa Zgorzelec, bardzo dobrze spisującej się w tamtym czasie Energi Czarnych Słupsk, a także wyjazdowej wygranej z Anwilem Włocławek, wielu ekspertów i kibiców przecierało oczy ze zdumienia.

Dużo gorsza druga runda

Kapitalna pierwsza część rozgrywek mocno rozbudziła apetyty działaczy. Olbrzymim atutem była wówczas własna hala, w której koszalinianie rozgrywali większość spotkań. Gdy doszło do pojedynków wyjazdowych, nie radzili sobie już tak rewelacyjnie. Po dotkliwej przegranej w Starogardzie Gdańskim i niespodziewanej, nieco kompromitującej porażce w Kołobrzegu, prezesi postanowili pożegnać się z pierwszym szkoleniowcem, Cizmiciem.

- Powodem rozstania się klubu z trenerem były wyniki drużyny - z ostatnich sześciu spotkań koszaliński zespół wygrał tylko jedno, ze Startem Gdynia - oraz pogarszający się stan zdrowia szkoleniowca - argumentowali decyzję przedstawiciele klubu.
W drugiej połowie stycznia Teo Cizmic przestał być pierwszym trenerem AZS-u W drugiej połowie stycznia Teo Cizmic przestał być pierwszym trenerem AZS-u
Następcą Chorwata został Zoran Sretenović, a asystentem świetnego przed laty zawodnika - Piotr Ignatowicz. Pod wodzą nowych opiekunów koszalinianie nie spisywali się od razu rewelacyjnie. Na finiszu rozgrywek wygrali tylko raz, z Rosą Radom, i to po dużych męczarniach oraz ze sporą dozą szczęścia. Dalsze zmiany i pierwszy sygnał w postaci finału Pucharu Polski

Roszady w sztabie szkoleniowym nie były jedynymi, jakie przeszedł klub z Koszalina. Nim jednak do nich doszło, Akademicy świetnie spisali się w turnieju finałowym Pucharu Polski, rozgrywanym przed własną publicznością. Dopiero w spotkaniu decydującym o złotych medalach musieli uznać wyższość Trefla 59:64.

Zaledwie kilka dni po tym sukcesie działacze zawiesili w prawach zawodnika Roberta Skibniewskiego. - Gracz nie trenuje aktualnie z drużyną, został odsunięty od zespołu. Różne mogą być scenariusze. Zakładamy taki scenariusz, że możemy pożegnać się definitywnie z zawodnikiem. Daliśmy sobie trochę czasu. Czekamy na ustosunkowanie się samego zawodnika i jego agenta do tej sytuacji - klub tak argumentował swoją decyzję. Na dalszy ciąg zdarzeń nie trzeba było długo czekać - pod koniec lutego kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron.
"Skiba" nie pograł zbyt długo w Koszalinie
Nic nie zapowiadało takiego sukcesu

Ze względu na kiepską postawę w rundzie rewanżowej, AZS spadł nisko w tabeli i o fazę play-off musiał walczyć z dolnej "ligi szóstek". Marazm podopiecznych Sretenovicia trwał nadal - nie licząc walkowera w starciu z Kotwicą, przegrali dwa pierwsze mecze. Od trzeciej kolejki w końcu zaczęli przypominać drużynę z początku sezonu - wygrali siedem spotkań z rzędu, będąc zdecydowanie najlepszą ekipą tego etapu.

Akademicy powrócili do swojej dobrej dyspozycji, grając na miarę posiadanych możliwości. Coraz częściej pojawiały się głosy, iż stać ich na sprawienie niespodzianki. - W tym zespole może nie ma gwiazd, ale skład jest na tyle wyrównany i dobrze się rozumie, że można upatrywać w nim "czarnego konia" decydującej fazy rozgrywek - powtarzali koszykarze innych drużyn.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

O sile koszalinian już w pierwszej rundzie play-off przekonał się sopocki Trefl. Mocno skomplikował sobie sytuację, przegrywając drugi pojedynek przed własną publicznością. Rywal odzyskał atut własnej hali i w pełni go wykorzystał, rozstrzygając przed swoimi kibicami kwestię awansu do półfinału. Doszło do niespodzianki sporego kalibru, ale, jak zgodnie podkreślało wielu ekspertów, w pełni zasłużonej.

Awans do czołowej "czwórki" rozgrywek i tak był już ogromnym sukcesem podopiecznych Sretenovicia. Nawiązali walkę w rywalizacji z późniejszym mistrzem z Zielonej Góry, choć w dwóch pierwszych spotkaniach przegrali niewielką różnicą. Na osłodę pozostała im gra o "brąz".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×