W tym wypadku ewentualne powodzenie misji zapewniłoby bezpośredni awans na mistrzostwa, wobec czego mając świadomość przebytej drogi, kilkutygodniowych przygotowań oraz wymagających sparingów biało-czerwone powinny postarać się wykrzesać maksymalne pokłady energii. Oczywiście wspomniana we wstępie strata do Grecji sprawia, iż ciężko upatrywać je w roli faworyta, niemniej własna hala oraz pełne skupienie mogą mocno pomóc. - Nie przekreślajmy jeszcze wszystkiego. Wiem, że odwrócenie aktualnego położenia to spore wyzwanie, ale wciąż mamy szansę - mówi z wiarą trener Jacek Winnicki.
Te słowa nie są bezpodstawne. Jego podopieczne podczas sobotniej konfrontacji zaliczyły parę przebłysków i przy odrobinie szczęścia zmniejszyłyby dystans. Tyle, że za każdym razem czegoś brakowało. - Kiedy traciliśmy szesnaście „oczek” potrafiliśmy zaskoczyć, przeprowadzić parę składnych akcji, a zarazem podreperować ogólny rezultat. Szwankowała tylko koncentracja. Szkoda, że jej nie utrzymaliśmy, bo istniały przesłanki ku temu, by u siebie startować z trochę korzystniejszego pułapu - analizuje.
Polskie koszykarki szczególnie muszą poprawić skuteczność, która niczym kilka dni wcześniej w Bułgarii zawiodła. Gro zmarnowanych rzutów i zaledwie 30 procent trafionych nie miało prawa przynieść powodzenia.
Jako swego rodzaju pocieszenie warto traktować występ Aleksandry Pawlak. 28-latka wreszcie wykorzystała swoje atuty, starając się wręcz indywidualnie odmienić losy rywalizacji. Potwierdziła jednocześnie, że będąc zmienniczką jest w stanie wesprzeć kolektyw.
Żeby jednak wyraźnie pokonać Helladę niezbędne są też inne zawodniczki, które już udowadniały, iż radzą sobie w międzynarodowym towarzystwie. Jednym słowem chodzi o zafunkcjonowanie teamu. Bez tego Eurobasket pozostanie niezrealizowanym marzeniem.