Stelmet jest teraz w stanie przyciągnąć lepszych graczy - I część rozmowy z Łukaszem Koszarkiem, graczem Stelmetu

- Głównym celem w tym sezonie będzie obrona mistrzostwa, a do tego trzeba mieć najlepszych Polaków na rynku - uważa Łukasz Koszarek, zawodnik Stelmetu Zielona Góra.

Karol Wasiek: Z drużyny ubyli już wszyscy gracze zagraniczni, którzy grali te najważniejsze role w zespole. To chyba nie jest zbytnio komfortowa sytuacja?

Łukasz Koszarek: Nie ma co panikować. Szkoda, że tak to się potoczyło, bo na koniec sezonu prezentowaliśmy się wyśmienicie i każdy zaakceptował swoją rolę. Tak to już w koszykówce bywa, że po jednym, dobrym sezonie ci zawodnicy dostają lepsze propozycje i ciężko ich zatrzymać. W jakimś stopniu trzeba było się tego spodziewać, ale tych graczy na rynku jest multum i trzeba podjąć mądre decyzje w tym momencie.

Uważasz, że w tym momencie jest w stanie przyciągnąć lepszych zawodników do siebie?

- Myślę, że w zasadzie tak. To, że jesteśmy mistrzem Polski oraz zagramy w Eurolidze, to na pewno działa na naszą korzyść. Te wybory muszą być przemyślane oraz dobre. Nie ma co się z nimi spieszyć, ponieważ czasu trochę jeszcze mamy.

Polacy są, teraz czas na zagranicznych zawodników.

- Potrzebujemy graczy zagranicznych, którzy będą robili różnicę, tak jak to było w poprzednim sezonie. Jestem przekonany, że kibice również zaakceptują ich od pierwszego meczu.

Właściciele nieco zmienili koncepcję, ponieważ najpierw poszukują najsilniejszych Polaków na rynku, a dopiero później kontraktują graczy zagranicznych. To chyba właściwy krok?

- Wiadomo, że głównym celem w tym sezonie będzie obrona mistrzostwa, a do tego trzeba mieć najlepszych Polaków na rynku, ponieważ wiemy, że nadal funkcjonuje zasada o dwóch Polakach na parkiecie. Myślę, że mamy na tyle silnych Polaków, że nie będzie z tym problemu. Bardzo ważne jest, żeby dobrać zawodników zagranicznych takich, którzy będą robili różnicę w Eurolidze i w polskiej lidze.

Łukasz Koszarek: Jest taki jeden Polak, którego bym widział
Łukasz Koszarek: Jest taki jeden Polak, którego bym widział

Nie uważasz, że ten przepis o dwóch Polakach jest nieco sztuczny, martwy?

- Dziwny jest. Z drugiej strony trzeba jednak pomagać polskim zawodnikom, jeśli mamy mieć silną reprezentację. Bo jeśli nie będziemy im pomagać to po boisku będą biegać sami zawodnicy zagraniczni. Wówczas nic z tego nie będzie. Aczkolwiek czy to jest właściwy przepis? W innych ligach również jest tak, że dwóch zawodników krajowych musi być na parkiecie i to w jakimś sensie przynosi korzyści. W niektórych ligach jest tak, że obowiązuje system "5+5". Zawsze można dyskutować z zasadami, które obowiązują. Trzeba jednak Polakom pomagać.

Za tobą pierwszy sezon w Eurolidze. Jakie są twoje wrażenia i jak oceniasz te występy z Asseco Prokomem Gdynia?

- Już od samego początku mieliśmy trochę "pod górkę", ponieważ mieliśmy bardzo mało czasu na przygotowania i ten zespół bardzo późno się wykrystalizował. To nie było dobre i to na pewno trzeba poprawić. Tym czym możemy wygrywać w pierwszej rundzie to zgranie, taktyką i lepszym zrozumieniem, bo na pewno nie jakimś talentem, czy indywidualnościami.

Czyli uważasz, że nie jesteśmy w stanie jako polski zespół rywalizować z innymi drużynami w Eurolidze talentem koszykarskim?

- Myślę, że szczyt formy tym najlepszym zespołom przypada na play-offy czy TOP16. My musimy być gotowi do walki od samego początku i szukać swoich szans od pierwszego meczu.

Z perspektywy czasu oceniasz na plus przejście z Asseco Prokomu do Stelmetu Zielona Góra?

- Myślę, że na duży plus, bo wygrałem swoje pierwsze mistrzostwo Polski w swoim życiu. Zawsze będę o tym pamiętał, że ta Zielona Góra dała mi to mistrzostwo. Jestem zadowolony z tego ruchu.

Co ci jeszcze dała ta Zielona Góra?

- Tam są naprawdę mili ludzie, którzy powodują, że tam jest taki specyficzny klimat. Wszyscy są zaangażowani w drużynę Stelmetu. Wszyscy są za nami. Bardzo przyjemne miasto.

Aczkolwiek taka sytuacja ma dobre i złe strony, ponieważ kiedy wam idzie to kibice są za wami, ale kiedy wam nie idzie to wówczas sporo się mówi o tych kłopotach.

- Tak naprawdę to gwizdów nie słyszałem. Podobno tylko raz były gwizdy na meczu z Anwilem, ale to była rzeczywiście specjalna sytuacja. Mimo wszystko kibice mają dużą tolerancję. Wymaga się od nas na pewno jak najlepszych wyników, ale każdy zawodowy koszykarz musi być do tego przyzwyczajony.

Wiem, że w Zielonej Górze jesteś rozpoznawalny, czego w Trójmieście nie zaznałeś.

- W Trójmieście faktycznie tego nie zaznałem. W Zielonej Górze wszystkich zawodników się rozpoznaje i to jest takie trochę specyficzne, że klub jest tak blisko z kibicami. Ci kibice troszczą się o zawodników i ta atmosfera jest rodzinna. Szkoda, że niektórzy zawodnicy musieli odejść i podpisać kontrakty gdzieś indziej, ponieważ te relacje na linii kibice-gracze były naprawdę bliskie. Zazwyczaj takich relacji w innych klubach nie ma.

Źródło artykułu: