Derby bez emocji - relacja z meczu Big Star Tychy - AZS AWF Katowice

Przed meczem nie było chyba osoby, która przewidywała by porażkę Big Star-a Tychy. Większość kibiców zastanawiała się jak wielką różnicą na korzyść miejscowych zakończy się to spotkanie. Jak wiele ciekawych i efektownych akcji zobaczymy w wykonaniu Kuliga, Frankowskiego, czy Mielczarka.

Katowiczanie można powiedzieć nie zawiedli. Zagrali na "swoim" poziomie, czyli słabo... ale walczyli. Dla tej drużyny utrzymanie się w I lidze to będzie bardzo duży sukces. "Swoje" w tym meczu zrobili Artur Donigiewicz, Artur Mrówczyński i Mariusz Piotrkowski, jednak to za mało by wygrać z drużyną która, jak zapowiadał przed sezonem trener Służałek, będzie walczyć o pierwszą czwórkę.

Ten mecz pokazał, że ten cel nie będzie łatwy. Big Star Tychy na tle rywala zaprezentował się słabo. Nikt po tym meczu w zasadzie nie zasłużył na wyróżnienie w drużynie gospodarzy. Najjaśniejszym punktem w drużynie był Damian Kulig, który zdobył 18 punktów i zebrał kilkanaście piłek na obu tablicach, jednak niejednokrotnie przegrywał walkę o zbiórkę na "własnej" tablicy w dziecinny sposób z niższym i mniej doświadczonym Piotrkowskim (10 zbiórek). Łukasz Pacocha co prawda zanotował 8 asyst, jednak "popisał" się również taką samą ilością strat. Piotr Pustelnik bez punktu. Mirosław Frankowski i Krzysztof Mielczarek zdobyli w sumie 38 pkt. jednak również podobnie jak cała drużyna nie zrobiła żadnego wrażenia na kibicach w meczu ze zdecydowanie słabszym przeciwnikiem.

Zawodnicy z Katowic wygrywali praktycznie każdy pojedynek jeden na jeden, stając wyżej w obronie wymuszali głupie straty tyskich zawodników (cała drużyna 20). Czy można to tłumaczyć młodością akademików, większym zaangażowaniem? Nie sądzę. Widać w zawodnikach Big Star Tychy, że to nie ta drużyna co na początku ubiegłego sezonu. Brakuje świeżości, wytrzymałości, a przede wszystkim szybkości. Straty to nie tylko efekt dobrej obrony (aczkolwiek też), ale również braku sił zawodników. Przecież Pacocha nie zapomniał jak przeprowadza się piłkę na połowę rywala, Frankowski nie zapomniał jak gra się na skuteczności większej aniżeli 37 proc. (3 na 8 za dwa), Kulig wie jak się zastawia i zbiera, a Mielczarek jak energicznie "pakuje" się piłkę do kosza.

Można by tak długo wyliczać, szukać przyczyny takiej postawy tyskiej ekipy. Poczekajmy może jednak jak będzie wyglądała gra Big Star-a Tychy w kolejnych spotkaniach. Może to tylko takie wrażenie - nie tylko moje, publiczność w hali również nie była skora do oklasków. Już w następnej kolejce Big Star jedzie do Stalowej Woli, być może drużyna się przebudzi.

AZS AWF Katowice natomiast w następnej kolejce podejmować będzie, będącą ostatnio w dołku, Siarkę Tarnobrzeg. Mecz w Katowicach może być okazją do przełamania dla Siarki, lub okazją do odniesienia pierwszego i najprawdopodobniej jednego z nielicznych zwycięstw Akademików.

Big Star Tychy - AZS AWF Katowice 85:69 (20:13, 23:18, 25:16, 17:22)

Big Star: Mielczarek 19, Frankowski 19, Kulig 18, Bzdyra 11, Olczak 8, Zmarlak 4, Pacocha 4, Markowicz 2, Pustelnik 0

AZS AWF: Donigiewicz 18, Mrówczyński 14, Środa 12, Piotrkowski 9, Grzywocz 7, Barycz 6, Celiński 3, Szybowicz 0, Zając 0

Komentarze (0)