Michał Fałkowski: Bardzo ciekawi mnie twoje imię. Jak powinienem je wymawiać?
Elijah Johnson: Tutaj w Polsce wszyscy mówią do mnie "E-la-ja", ale moje imię wymawia się "E-laj-ża". Pochodzi z Biblii i takie nadała mi moja mama. Wiem, że nie jest popularne, ale ja je bardzo lubię. Jest trochę unikatowe, więc dzięki niemu wszyscy mnie łatwo kojarzą.
A więc, Elijah, to twój pierwszy sezon poza Stanami Zjednoczonymi i jednocześnie sezon rozpoczynający twoją profesjonalną karierę. Obawiasz się trochę?
- Nie, dlaczego? Ani nie jestem zestresowany, ani przestraszony. Przecież, jak sam powiedziałeś, właśnie zacząłem swoją profesjonalną karierę, więc raczej bardzo się cieszę. Niemniej jednak na razie jestem trochę skołowany, bo wszystko, co zastałem tutaj w Polsce jest zupełnie inne od tego, co znam ze Stanów Zjednoczonych.
Korie Lucious, twój niegdysiejszy przeciwnik w NCAA, a obecnie zawodnik Rosy Radom, napisał to samo na swoim koncie na portalu społecznościowym...
- Bo Korie to mój kuzyn! Nadajemy, jak widzisz, na tych samych falach.
Co zatem jest dla ciebie tak zaskakujące?
- Właściwie to wszystko. Na przykład to, w jaki sposób Polacy mówią. Wydaje mi się, że to samo zdanie wypowiadane przez kilka innych osób będzie brzmiało zupełnie inaczej.
[b]
I to jest naprawdę to, co zaskoczyło cię najbardziej?[/b]
- Nie, najbardziej zaskoczyło mnie co innego - sposób w jaki trenujemy. Tutaj w Polsce trzeba trzymać się strategii i poruszać po wyznaczonych liniach na parkiecie. W USA trenerzy dają ci coś na początek, jakiś zarys, wstęp, początkowe ruchy, a potem możesz manipulować i improwizować. Jest zatem inaczej, nie powiem źle czy dobrze, po prostu inaczej i będę musiał się do tego przyzwyczaić.
Chyba trochę nie wiedziałeś na co się decydujesz, wybierając grę w Europie...
- Oczywiście, skąd mogłem wiedzieć?
Dlaczego zatem ostatecznie będziesz grał w Anwilu Włocławek? Dlaczego wybrałeś Polskę?
- Ale ja wcale nie wybrałem Polski. Po prostu mój agent negocjował z różnymi klubami w różnych zakątkach Europy i ostatecznie powiedział, że najlepszym wyborem będzie polska liga i Anwil Włocławek. Zdałem się na niego, bo same nazwy klubów czy nawet krajów niewiele mi mówiły. Nie mam doświadczenia z różnych lig by wiedzieć jaki jest w nich poziom. Myślę, że to, co zrobiłem, to był naturalny ruch i robi tak wielu koszykarzy.
Z jakimi oczekiwaniami przyjechałeś do Polski?
- Przyjechałem po prostu grać.
Mam wrażenie, że jesteś bardzo pewny siebie. To chyba dobra cecha, zwłaszcza jak się jest w obcym kraju?
- Być może, nie wiem. Myślę, że przede wszystkim moją przewagą jest to, że jestem gotowy do gry. Koszykówka to moje życie, na boisku czuję się wolny jak ptak w powietrzu, czuję niesamowitą wolność i czerpię radość z tej gry. To jest dla mnie najważniejsze.
Słyszałem, że podczas gry na uniwersytecie Kansas na początku byłeś rzucającym obrońcą, ale potem przestawiono cię na pozycję rozgrywającego. To prawda?
- Nie, było trochę inaczej. Do Kansas przyszedłem jako rozgrywający, bo na takiej pozycji grałem w szkole średniej. W zespole Jayhawks okazało się jednak, że nie ma dla mnie miejsca na tej pozycji, więc przestawiono mnie na dwójkę. I w ten sposób spędziłem w NCAA trzy lata. Grałem jako rzucający i mam wrażenie, że grałem z powodzeniem. Następnie nabawiłem się lekkiej kontuzji, a gdy wróciłem, musiałem zająć się rozgrywaniem, bo mieliśmy luki w składzie. Myślę jednak, że potrafię być na tyle kreatywny, by grać z powodzeniem na obu pozycjach.
Pomimo tego, że grałeś na bardzo dobrej uczelni, nie udało ci się dostać do NBA. Dlaczego?
- Po prostu mi się nie udało. Próbowałem przez ligę letnią. Miałem pecha, nie byłem w dobrym miejscu o dobrym czasie.
A Włocławek? Jesteś w dobrym miejscu o dobrym czasie?
- Mam nadzieję. Na razie nie miałem zbyt wielkich możliwości by poznać dokładnie miasto, ale ludzie są bardzo sympatyczni. Ciągle z Keithem (Clantonem, nowym środkowym Anwilu - przyp. M.F.) rozdajemy autografy, jesteśmy proszeni o zdjęcia, ludzie nas rozpoznają i pozdrawiają. To bardzo miłe, przypomina mi Kansas. Tam grywałem przy 15 tysiącach fanów na trybunach i ciągle czułem wsparcie. Tutaj mam nadzieję będzie podobnie. Na razie fani we Włocławku rekompensują mi problemy z adaptacją.
O jakie problemy chodzi?
- Związane z jedzeniem. Dla mnie, i dla Keitha, wszystko jest zupełnie nowe, a ludzie wokół ciągle powtarzają mi żebym jadł to samo, co oni. Niestety, ja myślę, że nie jest możliwe porzucić cały dotychczasowy styl żywienia w jednej chwili i zacząć odżywiać się w inny sposób. To niemożliwe. Mnie i Keitha czeka bardzo długa droga i trudna próba, by przestawić się na wasz, europejski styl życia.
Oby przestawienie na europejski styl koszykówki nie było tak bolesne...
- Mam wrażenie, że nie może być chyba nic gorszego niż przestawienie się żywieniowe. O koszykówkę jestem spokojny, bo to w sumie prosta gra. A ja jestem dobrym zawodnikiem.
Oby się jednak chłopak zaaklimatyzował wcześnie.
Dziwię się, ze po przyjeździe i Czytaj całość