Całe szczęście, iż nie uwierzyłem sugestiom ze wszystkich stron, które wmawiały mi: ten zespół ma potencjał, takiego składu już dawno nie mieliśmy, to jest ten moment, zwłaszcza że inni są osłabieni. Zawodnicy powtarzali, że chcą walczyć o awans na mistrzostwa świata, niektórym gorączka tak uderzyła do głowy, iż marzyli o medalu.
Przed turniejem mówiłem: to się nie uda. To kolejne wciskanie kitu, pompowanie balonika, który prędzej czy później pęknie. Nie sądziłem jednak, że nastąpi to tak szybko. Liczyłem, iż mimo wszystko będziemy nieco mocniejsi, posmakujemy kilku zwycięstw. Cóż, EuroBasket sprowadził także mnie na ziemię.
Czas przyznać wprost: nasi koszykarze są równie beznadziejni jak piłkarze. Nawet jeśli dostajemy się na wielką imprezę (często dzięki zielonemu stolikowi), to tylko po to, by dostać łomot. Być może to zbyt surowa ocena, ale jakie ma znaczenie fakt, iż byliśmy o krok od ćwierćfinału? Dla mnie żadne. Nie interesują mnie półśrodki, bo to właśnie one są dla przegranych. A my nadal gramy fatalnie.
Przypomniał mi się w tym momencie Igor Griszczuk. On, jako selekcjoner, wielokrotnie podkreślał, że zawodnikom brakuje charakteru. To był wówczas wytrych doskonały (do jego pracy wszyscy mieli sporo pretensji), ale czy nie miał racji? Przyszli kolejni szkoleniowcy i...? Dalej widzę dokładnie to samo. Nic dziwnego, że jesteśmy coraz słabsi, skoro nasi wybitni rozgrywający nadają się jedynie do walki na poziomie polskiej ekstraklasy.
Marcin Gortat nie zrzuci już - co upodobał sobie po dużych turniejach - raczej winy na trenera, bo ten - zdaniem wszystkich - był i jest uznawany za solidnego fachowca (mimo wszystko rozczarował mnie wypowiedzią o podniesieniu się po meczu z Gruzją. Chyba że on znacznie lepiej zdawał sobie sprawę z beznadziejności zespołu). Nie można też zrzucić winy na PZKosz, bo ten dał z siebie tyle, ile mógł. Proponuję zatem wyjść naszym koszykarzom i powiedzieć: zawiedliśmy, jesteśmy do du...
Już tylko śmiechem można zareagować na wspomnienie słów naszego "lidera", który mówił, że nikt go nie zatrzyma. Cóż, nasz młot idealnie nadaje się do pojedynków bokserskich. Tam potyczki słowne trwają dłużej niż walka. Gortat został właśnie znokautowany przez Jana Vesely'ego i powinien zaprzyjaźnić się z pokorą.
Najbardziej boli mnie to, że wszystko było podporządkowane pod grupkę zawodników, pod jeden turniej, który miał być wielką nadzieją, a okazał się klęską (z taką grą biało-czerwoni zapewne nie zdobyliby nawet mistrzostwa Polski...). Klęską, bo przez fatalny wynik cała dyscyplina nadal będzie szwendać się po ulicy, szukając drobnych na przeżycie. I żadne reformy tego nie zmienią.
PS. Wiem doskonale, że turniej jeszcze trwa, ale to mistrzostwa dla poważnych zespołów z charakterem.