Karol Wasiek: Można powiedzieć, że w sparingach idzie wam bardzo dobrze. Sześć zwycięstw i tylko jedna porażka. Czy za tymi wynikami idzie także styl?
Filip Dylewicz: Poza jedną porażką z Rosą Radom to prezentujemy się naprawdę ciekawie, jednakże są to tylko sparingi. Aczkolwiek wyniki napawają optymizmem. W niedzielę do zespołu dołączył nasz kapitan - Michał Chyliński. Myślę, że teraz nasza gra będzie wyglądała jeszcze lepiej. Wszyscy dają z siebie 100 procent i to się przekłada na dosyć spektakularne zwycięstwa, szczególnie przeciwko tym dwóm niemieckim drużynom.
Bądź co bądź rzadko polska drużyna pokonuje mistrza Niemiec i uczestnika Euroligi. To jakoś was specjalnie motywuje?
- To na pewno buduje pozytywne morale i wiarę w to, że PGE Turów Zgorzelec jest bardzo mocny. Dalsze mecze zweryfikują to na jakim poziomie jesteśmy, ale na tę chwilę realizujemy koncepcję trenera, która przynosi efekty. Nie ukrywam, że byliśmy trochę zaskoczeni faktem, że udało się nam pokonać mistrza Niemiec. Mieliśmy bardzo dobry dzień pod względem skuteczności, co powodowało, że cały czas byliśmy w grze. Co ciekawe na minutę przed końcem gospodarze prowadzili różnicą sześciu punktów, ale fajne jest to, że nie poddaliśmy się i walczyliśmy do końca. To pokazuje charakter zespołu, który chce walczyć do końca i przede wszystkim zwyciężać.
Po statystykach punktowych można dostrzec, że powoli przejmujesz rolę lidera w PGE Turowie. Faktycznie tak jest?
- Biorąc pod uwagę liczbę zdobywanych punktów, to może się tak wydawać, ale koncepcja gry trenera opiera się w dużej mierze na pozycji numer cztery. Widzę, że trener wierzy w moje doświadczenie i moje umiejętności, co mnie dodatkowo motywuje. Miałem także średnią około 4,5 asyst na mecz, więc staram się uruchamiać kolegów z drużyny. Fajnie jest to, że każdy gracz na parkiecie dokładnie wie, co ma robić. To przynosi pożądany efekt.
Pamiętam, jak kiedyś rozmawialiśmy i mówiłeś, że u trenera Niedbalskiego miałeś "carte blanche". U trenera Rajkovicia możesz liczyć na coś podobnego?
- Trener Rajković wymaga od wszystkich tego samego. Ja jestem na tyle doświadczonym graczem, że jest mi łatwiej przyswoić pewne założenia, które trener wymaga od nas wszystkich i staram się je wykonywać w 100 procentach, ale nie mogę powiedzieć, że na boisku mam zielone światło i mogę robić, co chce. Jest konkretny system, który musi być realizowany. Trener wierzy w moje umiejętności ofensywne, ale o "carte blanche" mówić nie można.
Któryś z nowych zawodników PGE Turowa może szybko "wpisać się" w pamięć kibiców?
- Nie da się ukryć, że często gwiazdorami naszej ligi są wielkie indywidualności, które tak naprawdę pracują na swój wizerunek i traktują naszą ligę jako odskocznię. W Turowie jest wymagane to, żeby funkcjonował cały zespół. Nie ma u nas indywidualnych popisów, wyjścia przed szereg. Wydaje mi się, że Tony Taylor może być ciekawym graczem, który jest dynamiczny i dużo widzi i ma dobry rzut. Będzie na pewno przydatny.
W Treflu Sopot byłeś kapitanem, ale w PGE Turowie chyba nie będziesz pełnił tej roli. To w jakiś sposób ci przeszkadza?
- Nie, absolutnie. Wydaje mi się, że może to być nawet lepiej, ponieważ opaska kapitańska to jest wyróżnienie, prestiż, ale z drugiej strony to także duży obowiązek. Myślę, że "Chylu" dużo bardziej na to zasłużył. Z tego co wiem to znakomicie wywiązywał się z tej roli w poprzednim sezonie.
Z zazdrością patrzysz na to, co się dzieje w Zielonej Górze? Tam ostatnio podpisano kolejnego reprezentanta Polski.
- Nie, ponieważ jestem bardzo szczęśliwy, że jestem tutaj w Zgorzelcu. Jestem mile zaskoczony tym, jak przyjaźni są ludzie i jak dobrze mi się pracuje z trenerem Rajkoviciem. Absolutnie nie czuję zazdrości, że w Stelmecie jest 16 graczy, którzy będą występować w Eurolidze i będą reprezentować barwy mistrza Polski. Moim celem jest wyrwanie tytułu mistrzowskiego drużynie z Zielonej Góry, co będzie trudnym zadaniem. Liczę na to, że Stelmet będzie godnie reprezentować Polskę w Eurolidze, ponieważ jest to nasza wizytówka.