Damian Chodkiewicz: Zupełnie zdominowaliście strefę podkoszową i chociaż Waszym rywalem był Vladimir Tica, to jednak Chris Daniels i John Turek pod koszami robili dosłownie wszystko.
Donald Copeland: Spodziewaliśmy się, że trener Prabucki będzie chciał oprzeć grę swojego zespołu na graczach podkoszowych, szczególnie, iż Tica jest jednym z najlepszych środkowych w polskiej lidze. Trener Filipovski wymagał od nas, byśmy zagrali bardzo szczelnie w obronie i zanotowali dużo zbiórek, a Chris Daniels i John Turek świetnie zrealizowali te założenia. Wygraliśmy walkę na tablicach i to był jeden z kluczy do naszego sukcesu.
Miał Pan jednak sporo problemów z upilnowaniem niezwykle szybkiego Chrisa Garnera.
Chris to świetny gracz, który doskonale wie, o co chodzi i w koszykówce i w każdej chwili potrafi zaskoczyć swojego rywala rzutem lub zwodem. Garner podczas meczu z nami pokazał, że zasługuje na miano motoru napędowego Basketu i chociaż miałem z nim trochę problemów, to jednak tylko momentami mi uciekał. Doskonale wiedzieliśmy, na co go stać, bowiem oglądaliśmy taśmy wideo z jego występami, więc przygotowaliśmy obronę, która miała go powstrzymać.
W zasadzie tylko na początku Basket stawił Wam czoło, gdy prowadził 5:0. Skąd ten słaby początek?
Wszystko było pod kontrolą. Basket jest dobrą drużyną, która także potrafi przeprowadzać szybkie ataki i dobrze skonstruowane akcje, ale to my okazaliśmy się lepsi. Wpływ na to miał szerszy, bardziej doświadczony i ukształtowany skład. Szybko przejęliśmy inicjatywę i tak pozostało już do samego końca.
Po zaciętym meczu w Poznaniu spodziewaliście się, że tak szczelna obrona zapewni Wam łatwą wygraną z Basketem?
Nie do końca. Trzeba szanować każdego przeciwnika, a my wszystkich traktujemy na równi. Dla nas nie ma lepszych, czy gorszych drużyn, bowiem respektujemy je wszystkie. Zlekceważenie rywala i myśli, że jest się silniejszym od kogoś, bardzo często mogą spowodować odwrotne korzyści. Wówczas bardzo łatwo można się zaskoczyć i przegrać, dlatego do każdego meczu podchodzimy tak samo i walczymy jak równy z równym.
Zdobył Pan aż 28 punktów. Można więc powiedzieć, że w Zgorzelcu będzie Pan drugim Davidem Loganem?
Co prawda byłem najlepszym strzelcem, ale to wcale nie znaczy, iż będę dla Turowa takim samym zawodnikiem, jakim był David. Jest stanowczo zbyt wcześnie, aby prowadzić dywagacje na ten temat, bowiem rozegraliśmy zaledwie trzy kolejki, więc ciężko jest cokolwiek i kogokolwiek ocenić lub porównać. Zdaję sobie natomiast sprawę, iż samemu nic nie osiągnę, a jedyną możliwością sukcesu jest współpraca z drużyną. Trzeba dać coś z siebie, aby coś otrzymać.