Karol Wasiek: Pomimo 29 lat to sporo już pan tych klubów w polskiej lidze odwiedził...
Maciej Raczyński: Tak się potoczyły losy mojej kariery. Ostatnie dwa sezony spędziłem w Szczecinie, wcześniej półtora roku byłem w Zielonej Górze, więc na pewno nie było tak, że co roku zmieniałem te kluby. Teraz powróciłem do ekstraklasy, co jest dla mnie ponownym awansem sportowym. Cieszę się, że trafiłem do Koszalina.
Widziałem, że nadal utrzymuje pan kontakt z Walterem Hodgem. Sentyment do Zielonej Góry pozostał?
- Tak. Walter Hodge był bardzo kontaktowym zawodnikiem, starał się utrzymać dobry stosunek ze wszystkimi kolegami z zespołu. Nadal ze sobą rozmawiamy. Wiadomo, że w dzisiejszych czasach łatwo jest nawiązać kontakt. Rozmawiałem z nim ostatnio. Walter stwierdził, że jest bardzo zadowolony ze współpracy z nowym klubem.
To raczej niespotykane, żeby zawodnik zagraniczny trzymał kontakt ze wszystkimi.
- On bardzo się mnie pyta, jak sytuacja w klubie, czy wszystko jest w porządku. Raczej był tak kontaktowy.
Ale ten byt w Koszalinie taki pewny nie był, bo raz pan był blisko podpisania kontraktu, później pan wyjechał do Włocławka z powrotem, ale ostatecznie doszliście do porozumienia.
- Zacząłem przygotowywać się do sezonu z Anwilem Włocławek, który wcześniej rozpoczął zajęcia. Jestem wychowankiem tego klubu, więc pozwolono mi tam pracować. Byłem tam przydatny na treningach. W międzyczasie pojawiłem się na try-outach w Koszalinie i po kilku dniach dostałem telefon z konkretną propozycją i musiałem szybko podjąć decyzję, aczkolwiek we Włocławku też były jakieś szanse na pozostanie, ale nie były to konkretne rozmowy.
Nie chciał pan poczekać tych kilku dni na to, żeby zobaczyć, co wydarzy się we Włocławku?
- Nie, ponieważ AZS Koszalin bardzo mnie chciał. Rozmawiałem z trenerem Sretenoviciem oraz prezesami klubu, co było dla mnie priorytetem.
Koszalin to dobry klub na odbudowę nieco swojej kariery? Na pokazanie, że Maciej Raczyński może funkcjonować na poziomie ekstraklasy?
- Chciałbym bardzo udowodnić, że moje miejsce jest w ekstraklasie. Po tych dwóch sezonach w Szczecinie niektórzy już pewnie o mnie zapomnieli, ale mój cel na ten rok jest jeden - udowodnienie, że mogę spokojnie funkcjonować na poziomie ekstraklasie.
Ostatnio Bartosz Bochno na łamach SportoweFakty.pl stwierdził, że I liga to nie jest zesłanie. Zgadza się pan z tymi słowami?
- Tak. Mogę powiedzieć, że poziom I ligi idzie do góry. Wydaje mi się, że zespoły są coraz silniejsze. Trafia tam coraz więcej Polaków, który mają przeszłość w ekstraklasie. To wyrównane rozgrywki, w których każdy walczy z każdym, jest trochę nieprzewidywalne.
Była szansa na trzeci rok w Szczecinie?
- W połowie sezonu dostaliśmy informację, że łączymy się z zespołem Wilków Morskich Szczecin. Ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to raczej było tylko tak powiedziane, bo z naszego zespołu tylko dwóch chłopaków tam poszło i to miejscowych ze Szczecina. Ta fuzja była tylko z nazwy. Władze tamtego klubu nie były zainteresowane zawodnikami z Radexu, którzy pełnili czołowe role, więc trzeba było szukać nowego miejsca do pracy.