Koszykarze jak piłkarze, czyli NBA w krótkich rękawach

NBA wspólnie z firmą Adidas rozpoczęły ryzykowną akcję wprowadzenia na parkiety koszulek meczowych z krótkimi rękawami. Dlaczego? Po co? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to z reguły chodzi o pieniądze.

Mateusz Orlicki
Mateusz Orlicki

W koszykarskim światku zagrzmiało, kiedy na początku roku ogłoszono, że Golden State Warriors  jako pierwsza drużyna w historii wystąpi w zmodernizowanych strojach. 22 lutego w starciu z San Antonio Spurs zaprezentowali się w nowych koszulkach z krótkimi rękawkami. Producent, firma Adidas zapewniała, że zastosowany w nich system sprawia, iż są o 26 proc. lżejsze od tradycyjnych uniformów. Niezbyt przemawiało to zarówno do kibiców, jak i samych koszykarzy. NBA zalała fala krytyki. Głosy i argumenty były różne. Jedni rozumieli intencje i przyczyny takiego pomysłu. Drudzy wylewali żale i atakowali.

O co tyle krzyku?

Głównym motywem sprzeciwu jest chyba przywiązanie do tradycji. Koszulki bez rękawów od zawsze były jednym z elementów, które odróżniały profesjonalnych koszykarzy od tych grających jeszcze na uczelni. Choć jeśli mówimy o popularności, to akademicka liga NCAA wcale nie ma się, czego wstydzić. Dawno temu, kiedy zawodowcy kojarzeni byli głównie z narkotykami i skandali obyczajowymi, Amerykanie często nawet w ramach zwykłego bojkotu wybierali rozgrywki uniwersyteckie. Zresztą dziś również studenci nie narzekają. Ostatni finał na stadionie Georgia Dome pomiędzy Louisville Cardinals i Michigan Wolverines na miejscu obejrzało rekordowe 74 326 widzów (Madness!). W ekipie późniejszych mistrzów - Cardinals - wszyscy grali w sleeve’ach, a zgromadzona publiczność była zadowolona, bo na boisku oglądała po prostu świetny mecz.

Druga sprawa, związana poniekąd z tą pierwszą, to kolejny krok oddalający dzisiejszą NBA od tej, którą nadal wielu fanów wspomina z nostalgią. Szalone i wspaniałe lata 90. odchodzą powoli w siną dal i to na pewno trochę razi. Sam należę do tej grupy i jestem w stanie to zrozumieć.

W pozornie błahym problemie istotną kwestą jest również - nazwijmy to - koszykarska tożsamość. Od lat brak rękawów był charakterystyczny dla społeczności związanej z basketem. Są oczywiście wyjątki jak chociażby konkurencje indywidualne - zapasy, lekkoatletyka. Nie przypominam sobie jednak, aby w jakimkolwiek sporcie drużynowym grało się w podobnych strojach. Może poza footballem australijskim, czy siatkówką, gdzie np. reprezentacja Stanów Zjednoczonych występuje właśnie w takich. Sympatycy koszykówki utraciliby więc jeden z niewielu elementów, który wizerunkowo wyróżnia ich na tle m.in. piłki nożnej, ręcznej, czy rugby. I tu chyba właśnie psa pogrzebano.

Nie pomagają również reakcje samych zawodników. Kibice identyfikują się z nimi, a bywały one impulsywne i nieprzychylne. Po porażce z Chicago Bulls nowe stroje skrytykował Stephen Curry, po trochu zrzucając winę na "brzydkie koszulki". W czerwcu, po ogłoszeniu w mediach informacji o tym, że w nadchodzącym sezonie trendy odzieżowe zagoszczą do większego grona zespołów, swoją opinię na ten temat przedstawił na Twitterze zawodnik Phoenix Suns - Kendall Marshall: Proszę, tylko nie my. Te i wiele innych wypowiedzi sprawiają, że negatywne nastawienie wobec pomysłu przechodzi również na fanów, dziennikarzy, a nawet pozostałych zawodników.

Biznes jest biznes

Ok, możemy wyjść z założenia, że koszulki rzeczywiście się nie podobają - choć pewnie nie wszystkim - że są brzydkie i w ogóle nie pasują. Wyobrażacie sobie wybranego z jedynką w ostatnim drafcie Anthony'ego Bennetta w takim stroju? Mi również ciężko. Niemniej jednak trzeba obiektywnie spojrzeć na ten problem pod kątem ekonomicznym. Kto z ludzi niegrających w kosza chodzi w tradycyjnych jerseyach? Kibice i to głownie faceci. Co z płcią piękną? Czasem założą takową na bluzkę, a zaraz po meczu zdejmują i chowają do torebki. Pewnie już się domyślacie, o co mi chodzi. Adidas chce, żeby ich ciuchy nosili wszyscy - kobiety, dzieci, chudzielcy, którzy w obcisłych koszulkach będą mogli pochwalić się rzeźbą, a nawet ludzie, którzy sportem w ogóle się nie interesują. NBA jest tak rozpoznawalną marką, że pokazanie się na mieście z logiem Bulls, czy Lakers na którejkolwiek części ubioru nadaje pewnego rodzaju prestiżu. "Ameryczka", kolory, na sportowo i ogólnie, jak to mówią - cool, czysty lans. Nowy design sprawi, że konsumentów przybędzie (zwłaszcza biorąc pod uwagę wzmożoną globalizację ligi) i wszyscy na tym zyskają.

Nie zapominajmy, że wraz ze stopniowym przejmowaniem władzy przez Adama Silvera coraz częściej będziemy słyszeć również o reklamach przy (a może nawet na) parkiecie, a także na strojach zawodników. Swoją drogą, ciekawe, czy za jakiś czas przyjdzie komuś do głowy pomysł, aby nanieść logo sponsorskie np. na garnitury trenerów. Chciałbym zobaczyć wtedy reakcję Gregga Popovicha...

Wracając do tematu, mały kawałek materiału stanie się cenną powierzchnią reklamową. Wydawać się może, że mało jest momentów w grze, podczas których eksponuje się właśnie ramię zawodnika. Czy ja wiem? Rzuty wolne, moment, kiedy gracz rezerwowy szykuje się do wejścia na boisko, przerwy w grze. Poza tym wszystko przecież można dogadać ze stacjami telewizyjnymi. Pamiętajmy, że NBA to potężny biznes, a on rządzi się swoimi prawami. Dokładniej prawami Davida Sterna, a za niedługo Adama Silvera.

Bez paniki

Przeciwnicy nowej mody nie mają się jednak czym martwić. Zmiana ta powinna być bardziej widoczna dopiero, kiedy my już dawno koszykówki oglądać nie będziemy. Owszem, podczas Ligi Letniej było tego sporo. W sezonie 2013/14 w koszulkach z rękawkami sporadycznie występować ma 5 zespołów (m.in. Suns i Lakers) - każdy rozegra w nich 12 spotkań. Warriors mają je zakładać na każdy mecz rozgrywany w sobotę w Oakland.

Może być tego trochę więcej, ale proporcje nie ulegną większym zmianom. Jeśli w ogóle pomysł się przyjmie, a wspólny produkt Adidasa i NBA będzie się sprzedawał. Na chwilę obecną w internetowym sklepie NBA Store można nabyć m.in. rękawkowe wersje koszulek meczowych LeBrona Jamesa (prawie 53 dolary tańsza od oryginalnej tradycyjnej i 23 od repliki), t-shirt Kobe Bryanta  z numerem i nazwiskiem (odpowiednio 60 i 30 dol. tańsza od standardowych koszulek meczowych) i t-shirt z logiem Golden State Warriors (85 dol. tańsza od koszulki meczowej Stephena Curry’ego).

Promocje już są i na pewno pojawią się kolejne modele. Sporadycznie więc będziemy oglądać NBA z rękawkami. Sam tęsknię za latami 90., ale szczerze mówiąc, wiele jest rzeczy, które w dzisiejszej NBA irytują mnie bardziej. Liga staje się niestety coraz bardziej zniewieściała, ale nie sądzę, aby akurat rękawy w koszulkach miały nadać temu procesowi jakiegoś szczególnego rozpędu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×