Michał Fałkowski: Czy postawa Rosy Radom na początku sezonu, te trzy zwycięstwa w lidze, jest dla ciebie troszeczkę pozytywnym zaskoczeniem?
Robert Witka: Nie, to w żaden sposób nie jest dla mnie zaskoczenie. Raczej spodziewałem się tego. Przecież na parkiet wychodzi się z taką myślą, by mecz wygrać i nie ma żadnego znaczenia kto jest przeciwnikiem. Dodatkowo, terminarz ułożył się dla nas tak, że jeśli chcemy coś pokazać w tym sezonie i zagrać w play-off, co jest naszym celem, to musimy wygrywać spotkania z teoretycznie słabszymi rywalami.
Ale to nie jest trochę tak, że Rosa legitymuje się bilansem 3-0 właśnie dlatego, że mierzyła się z drużynami, które dotąd w lidze nie wygrały? Stabill Jeziorem, Polpharmą oraz Kotwicą...
- Może rzeczywiście trochę tak jest, ale z drugiej strony - każdy z tych zespołów ma obecnie trzy lub cztery porażki i żadnego zwycięstwa na koncie także dlatego, że i nam nie sprostali. Ja jednak na patrzę na te wyniki w jakiś nadzwyczajny sposób. Po prostu wygraliśmy trzy mecze i tyle.
[b]
I każdy kolejny mecz jest dla was najważniejszy...[/b]
- Dokładnie tak jest. W tym sezonie nie osiągnęliśmy jeszcze tak naprawdę nic. Wygraliśmy trzy mecze. OK, super, że tak się stało, ale to dopiero początek rozgrywek. Jednak te trzy wygrane o niczym nie świadczą. Jeśli chcemy potwierdzić to, że jesteśmy mocnym zespołem, musimy wygrywać ze wszystkimi, również z silniejszymi przeciwnikami.
Z jednej strony masz rację, ale z drugiej - były trener Manchesteru United, sir Alex Ferguson, zawsze powtarzał, że mistrzostwa zdobywa się przede wszystkim dlatego, bo nie gubi się punktów z teoretycznie słabszymi zespołami. To one często, na finiszu, okazują się najcenniejsze.
- To jest rzeczywiście podstawa, aczkolwiek ciężko przełożyć ją na koszykówkę, gdzie po sezonie zasadniczym jest jeszcze faza szóstek, a potem dopiero play-offy, które rozstrzygają wszystko. Sezon koszykarski jest dłuższy i bardziej skomplikowany, więc czasu na ewentualne naprawienie błędów jest więcej. Niemniej jednak tak, przede wszystkim chodzi o to, żeby nie gubić punktów w meczach z teoretycznie słabszymi rywalami. Dlatego mówię - nie jestem zaskoczony naszą postawą na początku sezonie. Zrobiliśmy to, co mieliśmy zrobić i wygraliśmy to, co było do wygrania.
Przed wami mecz z Energą Czarnymi Słupsk. Oglądałeś ostatnie spotkanie słupszczan ze Stelmetem Zielona Góra?
- Tak i przyznam, że byłem pod wrażeniem tego wszystkiego, co działo się na parkiecie. Mówię oczywiście o grze Czarnych, o ich konsekwencji, o twardej obronie i o tym, że nie zwątpili w końcowy wynik i zwycięstwo nawet jak przegrywali około dziesięcioma punktami w trzeciej kwarcie. To bardzo waleczny zespół, więc czeka nas wyjątkowo trudne spotkanie.
To będzie taki prawdziwy sprawdzian dla Rosy?
- Tak. Teraz dopiero będziemy mogli przekonać się w jakim jesteśmy miejscu i nad czym jeszcze musimy pracować. Mecze w hali Gryfia zawsze są bardzo gorące i pamiętam to jeszcze z perspektywy koszykarza Anwilu czy PGE Turowa. Nie uważam jednak, że jesteśmy na straconej pozycji. Szanse są równe dla obu zespołów.
Kończąc rozmowę, nie mogę nie zapytać o twoją indywidualną formę i miejsce w zespole. Chyba nie jest tak, jakbyś oczekiwał tego przed sezonem?
- Ja jestem koszykarzem zespołowym, nie muszę rzucać się w oczy zdobytymi punktami czy efektownymi zagraniami. Nasza taktyka skupia się na wielu graczach, mamy w zespole co najmniej kilku koszykarzy ukierunkowanych ofensywnie i nie ma sensu tego psuć. Dodatkowo, ja przeszedłem w ostatnim czasie trochę problemów zdrowotnych przez co moje trenowanie było ograniczone, a na domiar złego, ostatnio przyplątała mi się jakaś choroba i od dwóch tygodni jestem na antybiotykach. Nie czuję się jeszcze w stu procentach najlepiej, ale też nie mam powodów do narzekania - wyniki zespołu mamy fajne i każdy czuje się w drużynie coraz lepiej.
koszykówka traci gdy tacy jak on są na boisku