Bartłomiej Wróblewski: To podcina skrzydła

Spójnia Stargard Szczeciński rozpoczęła sezon od sześciu porażek. Jednym z czołowych strzelców jest wychowanek, Bartłomiej Wróblewski.

Patryk Neumann
Patryk Neumann
W niedzielę Spójnia Stargard Szczeciński przegrała derbowy pojedynek z King Wilkami Morskimi Szczecin 53:67. - Zaważyła pierwsza połowa. Przede wszystkim odskoczyli na ponad dwadzieścia punktów. Później już nie było czego zbierać. Źle weszliśmy w mecz i później ciężko cokolwiek zrobić. Skończyło się jak się skończyło - powiedział koszykarz Spójni, Bartłomiej Wróblewski.

W pierwszych dwudziestu minutach gospodarze zdobyli zaledwie siedemnaście oczek. Co zadecydowało o takim rezultacie? - Trzeba otwarcie przyznać, że nasze błędy. Od samego początku źle weszliśmy w mecz i później był problem z dogonieniem. Do tego byli dobrze dysponowani, szczególnie z dystansu. To podcina skrzydła - dodał rozgrywający Spójni.

Druga połowa należała już do stargardzkiej ekipy, która zdołała odrobić część strat. Nawet rywale przyznawali, że to Spójnia narzuciła swój styl gry. Dla 21-letniego koszykarza to jednak marne pocieszenie. - Można tak powiedzieć, ale to nie zasłoni całego meczu, wyniku. Może zagraliśmy trochę lepiej, ale przeciwnicy mogli sobie pozwolić na więcej luzu. Tak naprawdę nie mieliśmy nic do stracenia. Powiedzieliśmy to sobie w szatni, żeby przynajmniej pokazać charakter w drugiej połowie, żeby nie było kompromitacji - przyznał.

Bartłomiej Wróblewski to zawodnik, który grał dla stargardzkiego klubu we wszystkich kategoriach wiekowych. Od kilku lat znajdował się również w składzie seniorskiej drużyny, lecz szansę na regularną grę otrzymał dopiero w trwających rozgrywkach. Przed nim jeszcze sporo pracy, lecz szybko stał się on jednym z czołowych strzelców Spójni. - To mój pierwszy sezon jeśli chodzi o pełnienie poważniejszej roli. Jak widać nie jest łatwo. Cały czas się uczę. Każdy mecz daje nowe wskazówki do tego, co można poprawiać. Jedynie mogę podziękować zarządowi i trenerom, że na mnie stawiają. To jest motywujące - stwierdził.

Przełomowy dla Bartłomieja Wróblewskiego był pojedynek z Astorią Bydgoszcz, w którym zdobył 17 punktów. - Można tak patrzeć pod kontem indywidualnym, ale jeżeli zespół przegrywa to tak naprawdę nie ma większego znaczenia. To sport drużynowy, a wyniki indywidualne jedynie przy zwycięskim meczu jakoś poprawiają humor - tłumaczył.
W najbliższej kolejce Spójnia uda się do Jaworzna, gdzie zmierzy się z beniaminkiem I ligi. Wobec fatalnej sytuacji w tabeli sobotnie spotkanie będzie miało duży ciężar gatunkowy. - Z kim wygrać, jak nie teraz? to zespół jak najbardziej w naszym zasięgu. Część z nas oglądała relację z ich przegranego meczu w Toruniu. Postawią trudne warunki u siebie. Tym bardziej, że jest to beniaminek. W pierwszej kolejce pokazał, że potrafi grać. Łatwo na pewno nie będzie, ale jedziemy tam na czterdzieści minut ciężkiej walki i oczywiście zwycięstwo - otwarcie przyznał Bartłomiej Wróblewski.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×