Karol Wasiek: Dla pana to drugi sezon w Treflu Sopot. Jest pan zadowolony ze swojego pobytu w tym klubie?
Mariusz Niedbalski: Podpisałem przed poprzednim sezonem trzyletni kontrakt, który obecnie realizuję i mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z tego, iż tutaj jestem.
To było zaskoczenie, kiedy Trefl się po pana zgłosił?
- Nie, ponieważ w Treflu Sopot mogłem pracować już rok wcześniej, ale pewne rzeczy zadecydowały o tym, że wylądowałem w Zgorzelcu. Od samego początku naszych rozmów z Treflem mowa była o wieloletnim kontrakcie.
Tak mi się wydaje, że na swojej drodze spotkał pan całkiem interesujących trenerów.
- To prawda. Cieszę się, że mogłem pracować z fachowcami - Winnickim, Tabakiem oraz Maskoliunasem. Są to nazwiska dosyć dobrze znane w świecie koszykarskim. Od każdego z nich mogłem się czegoś nauczyć i wyciągnąć. Każdy z nich jest zupełnie inny.
Jak wygląda Trefl za czasów Dariusa Maskoliunasa?
- Litewska koszykówka jest dosyć charakterystyczna. Jest dosyć duża równowaga pomiędzy defensywą a ofensywą. Potrafimy grać skutecznie po obu stronach parkietu. W naszym ataku jest sporo ruchu, gry bez piłki.
Dostrzega pan różnice w grze pomiędzy tym, co było za pana czasów, a tym co jest teraz?
- Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że wówczas byli inni zawodnicy. Nie ma Filipa Dylewicza, teraz jest znacznie większa siła podkoszowa. Akcent jest przesunięty właśnie bliżej kosza.
A gdyby taki Nicholson był w poprzednim sezonie w Treflu to byście więcej osiągnęli?
- Nie ma co gdybać. Nicholson na pewno znana marka. Można się czuć komfortowo w pewnych sytuacjach boiskowych. Można tak ustawić akcję, żeby mu dograć piłkę pod sam kosz i wówczas jest on niemal nie do zatrzymania. To taki handicap mieć takiego zawodnika w składzie.
Chciałbym, żeby trener odniósł się do wypowiedzi Filipa Dylewicza, który powiedział, że Trefl Sopot w ostatnim sezonie grał zbyt schematyczną koszykówką, co było przy okazji źródłem porażki w ćwierćfinale.
- Czytałem jego wypowiedź. Myślę, że mieliśmy specyficzny układ zawodników o określonych możliwościach. Moim zadaniem było wykorzystać ich potencjał do maksimum. Proszę zauważyć, że przez trzy czwarte sezonu byliśmy najlepiej grającym zespołem w ofensywie. Cieszę się, że Filip realizuje się w Zgorzelcu. Nie chcę polemizować z wypowiedzią Dylewicza.
Mówił pan ostatnio, że pański czas jeszcze nadejdzie. Czyli ma trener takie wewnętrzne przekonanie, że jest w stanie pracować jako pierwszy trener w ekstraklasie?
- Ten czas cały się realizuje. Pracuję na wysokim poziomie, w zespołach z czołówki tabeli. Staram się wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafię. Na razie pracuję w Treflu Sopot i przyglądam się uważnie reprezentantom Polski.