Laurki od fanów: "Kyrie, nie odchodź"

W Cleveland kibice postanowili wesprzeć kierownictwo klubu w procesie rekrutacyjnym. Aby ich apele nabrały mocniejszego wydźwięku, po raz kolejny kierują je do graczy bezpośrednio z parkietu.

Mateusz Orlicki
Mateusz Orlicki

Cleveland Cavaliers wygrali 3 z 4 ostatnich meczów i nastroje w Ohio nieco się ostatnio poprawiły. Porażka przypadła jednak na najgorszy mecz w karierze lidera drużyny. Kyrie Irving w starciu z Atlanta Hawks nie trafił żadnego z dziewięciu rzutów z gry, a także przestrzelił wszystkie trzy próby z linii rzutów wolnych (!) i w rubryce z punktami zanotował okrągłe zero.

W klubie nie działo się ostatnio najlepiej. Sporo mówiło i pisało się o sprzeczkach w szatni, ewentualnej wymianie Diona Waitersa, bezradności trenera i presji, z którą 21-letni Irving może sobie nie poradzić. Podczas kolejnego meczu z Los Angeles Clippers jeden z zaniepokojonych fanów postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce i profilaktycznie wybić zawodnikowi z głowy ewentualne pomysły dotyczące zmiany otoczenia w przyszłości. Pod koniec 2. kwarty, kiedy Cavs grali w ataku, wtargnął na parkiet i odkrył przed "Wujaszkiem Drew" t-shirt z napisem "Kyrie don’t leave".

Zanim arbitrzy i służby porządkowe w ogóle zorientowały się, że na boisku przebywa nieproszony gość, ten zdążył spokojnie przekazać, co miał do przekazania, a także wziąć nawet udział w części akcji obronnej swojej ukochanej drużyny. Kyrie w odpowiedzi pokazał mu skierowany w górę kciuk. Nie wiadomo, czy był to znak szczerej aprobaty, czy bardziej kurtuazyjny gest koszykarza, ale facet ma przynajmniej pewność, że przekaz dotarł do adresata.

To nie pierwszy raz, kiedy w Cleveland ochrona nie była w stanie zapobiec tego typu akcjom ze strony kibiców. O ile sytuacja z Irvingiem kwalifikuje się do procesu rekrutacji wewnętrznej, o tyle w sezonie 2012/13 jeden z fanów pomyślał już o lecie 2014 i rozpoczął kampanię pt. "Powrót Króla".

Wtedy reakcja panów w garniturach była znacznie szybsza i koszulka z napisem "We miss you, come back 2014" po krótkiej chwili zniknęła z parkietu, ale LeBron James okazał się bardziej aktywny w interakcji z kibicem niż Irving i przybił intruzowi piątkę.

To był jeden z najdziwniejszych dni w moim życiu, przy tym wszystkim, czego w nim doświadczyłem. Powiedział, że tęskni za mną i żebym wrócił. Podobna sytuacja miała kiedyś miejsce w [Madison Square] Garden, więc nie przejąłem się tym zbytnio. Mają tu wykrywacze metalu, więc byliśmy bezpieczni - mówił po tamtym spotkaniu James.

Niewątpliwie kibice w Cleveland są wyjątkowo zaangażowani w życie klubu, czego nie można powiedzieć o pracy panów ochroniarzy. Takie rzeczy oczywiście się w sporcie zdarzają, ale w Quicken Loans Arena miało to miejsce już dwukrotnie na przestrzeni niecałego roku. Oba incydenty miały raczej charakter sympatycznego wybryku, ale jeśli w 2014 LeBron nie wróci, albo Irving w 2015 odejdzie (w kontrakcie gwarantowany jest jeszcze sezon 2014/15), to nastawienie publiczności może być już zgoła inne.

Teraz się śmiejemy, ale sympatykom, kierownictwu i właścicielowi Cavs nie będzie tak wesoło, kiedy - hipotetycznie - w siódmym meczu którejkolwiek rundy Playoffs na parkiet wtargnie kibic z innego miasta i zakłóci naturalny przebieg rywalizacji.

A obok tych wzruszających inicjatyw musimy też pamiętać, że u widowni Kawalerzystów niejednokrotnie już objawiał się zbiorowy zespół napięcia przedmiesiączkowego i związana z tym huśtawka nastrojów. Więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ.


NBA: Wschód najgorszy od 40 lat. Czy kryzys skłoni władze ligi do zmian? [/urlz]
Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×