Kibice pokrzyczą? To nieistotne - wywiad z Mateuszem Kostrzewskim, skrzydłowym Anwilu Włocławek

Mateusz Kostrzewski nie obawia się starcia ze swoim byłym klubem, Energą Czarnymi Słupsk. - Nie obawiam się przyjęcia w Słupsku. To że kibice trochę pokrzyczą jest zupełnie nieistotne - mówi gracz.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Jesteś odporny na stres?

Mateusz Kostrzewski: Nigdy nie miałem większych problemów ze stresem. A dlaczego pytasz?

W kontekście meczu z twoim byłym klubem. Obawiasz się przyjęcia w Słupsku?

- Bez przesady. Że kibice trochę pokrzyczą? To nieistotne.

Słupscy fani słyną z tego, że, powiedźmy, reagują dość emocjonalnie. Również w kontekście zawodników, którzy opuścili Energę Czarnych.

- Rzeczywiście tak jest, ale to nie będzie miało dla mnie żadnego znaczenia. Jestem przygotowany na to, że będą krzyczeć i buczeć, ale przecież te rzeczy tak naprawdę nie mają wpływu na grę na parkiecie.

Rozmawiałeś już z trenerem Miliją Bogiceviciem na temat Energi Czarnych Słupsk oraz Andreja Urlepa?

- Dzisiaj koszykówka nie ma żadnych tajemnic dla nikogo. Przed każdym meczem oglądamy płyty z meczami rywali, oglądamy poszczególnych zawodników, przypatrujemy się konkretnym akcjom i setom. Od strony teoretycznej my, koszykarze, zawsze jesteśmy bardzo dobrze przygotowani przez trenerów. Pytanie zawsze brzmi: jak będzie wyglądała realizacja założeń na parkiecie i czy rywal nie wprowadzi czegoś nowego. Te dwa aspekty zawsze mają największy wpływ na ostateczny wynik.
Mateusz Kostrzewski w starciu ze Stelmetem Mateusz Kostrzewski w starciu ze Stelmetem
Jak zatem pokonać Energę Czarnych?

- Słupszczanie to bardzo stabilny zespół, a ich największą zaletą jest, że niezależnie od aktualnego wyniku spotkania grają cały czas tak samo. Nie jest ważne dla nich czy wygrywają 15 punktami czy 15 przegrywają.

Jak w meczu z PGE Turowem Zgorzelec...

- Dokładnie. Do przerwy PGE Turów prowadził kilkoma punktami, potem nawet zwiększył swoją przewagę, ale mimo to Czarni doprowadzili do remisu tuż przed końcem meczu. Właśnie dlatego, że cały czas grali tak, jakby było zero-zero.

Najważniejsza zatem będzie koncentracja?

- Tak, musimy być maksymalnie skupieni. Mam wrażenie, że każda piłka w tym meczu może być na wagę dwóch punktów.

Nawet "czterech". Oba zespoły sąsiadują ze sobą w tabeli, mając identyczny bilans.

- Dokładnie. A zatem ta drużyna, która wygra, będzie nie tylko wyżej w tabeli, ale będzie miała również pewien komfort psychiczny przed rundą rewanżową. Ze względu na wąską rotację, Anwil potrzebuje dobrej gry każdego zawodnika. Również twojej. Ostatnie mecze pokazują, że jesteś w coraz lepszej formie...

- Tak mi się wydaję. W okresie przygotowawczym grało mi się naprawdę nieźle, ale potem przyszła ta feralna kontuzja, która wybiła mnie z rytmu całkowicie. Długo nie mogłem dojść do siebie, wszyscy zresztą mogą spojrzeć w statystyki. Mecze z zerowym dorobkiem punktów chluby nie przynoszą. Ostatnio jednak czuję się coraz lepiej i mam nadzieję, że kibice również to dostrzegają.

Średnia 11,5 punktu w czterech ostatnich meczach w stosunku do średniej 4,2 z pierwszych pięciu spotkań ligowych mówi sama za siebie.

- Rzeczywiście zaczyna to wyglądać bardzo dobrze. Ale mam nadzieję, że to nie kres moich możliwości.

No i w końcu do kosza zaczęły wpadać trójki, bo w tym elemencie miałeś największe problemy. Pamiętasz kiedy po raz ostatni trafiłeś trzykrotnie z dystansu, tak jak to miało miejsce w meczu z Kotwicą?

- Nie pamiętam...

14 marca, przeciwko Asseco. Szmat czasu...

- Tak, trzeba teraz zrobić wszystko by podtrzymać dobrą serię. Już w meczu z Energą Czarnymi.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Prawdziwy mecz rozgrywa się w głowie - wywiad z Deividasem Dulkysem, obrońcą Anwilu Włocławek  

Czy Anwil pokona Energę Czarnych?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×