W niedzielę Znicz Basket Pruszków rywalizował w Szczecinie z King Wilkami Morskimi. Gospodarze wygrali 82:62. - Przegraliśmy mecz. Nie widziałem statystyk, ale chyba nie za bardzo nam wpadało. Nie poddajemy się. Gramy ostatnią kolejkę u siebie. Musimy się podnieść, wygrać i gramy dalej. Liga jeszcze jest długa - przyznał kilkanaście minut po zakończeniu spotkania Przemysław Lewandowski.
- Na pewno nie nastawialiśmy się, że będzie łatwy mecz. Wiedzieliśmy, że gospodarze mają przede wszystkim dużą siłę pod koszem. Mieliśmy pewne założenia, co do obrony wysokich zawodników jednak ciężko było to zrealizować. Szczególnie w pierwszej połowie, gdzie na 45 punktów 32 poszło spod kosza - analizował najbardziej doświadczony koszykarz pruszkowskiej ekipy.
Po zmianie stron gospodarze powiększyli przewagę, lecz wykorzystali inną swoją broń. Przełamał się Piotr Pluta, a w momentach, gdy goście mogli odrobić straty punktował Marcin Flieger. - W pierwszej połowie dziurawili nas pod koszem, a w drugiej dołożyli rzuty trzypunktowe. Nie byliśmy w stanie zejść na mniej niż siedem, czy sześć punktów w pierwszej połowie, a później odjechał wynik - dodał Lewandowski.
Skrzydłowy Znicza powrócił po kilku tygodniach przerwy. Zagrał już przeciwko Spójni Stargard Szczeciński, lecz na powrót do wysokiej dyspozycji Przemysława Lewandowskiego trzeba będzie jeszcze chwilę poczekać. - To mój drugi mecz po prawie trzech tygodniach przerwy. Miałem problem z plecami, ale nie był to główny kłopot. Okazało się, że wszystko zaczęło się od kolana. Jeszcze nie jestem w pełni fizycznie sprawny. Szczególnie w obronie nogi zostają i brakuje rzutu. Trzeba dojść do optymalnej formy. W okresie świątecznym będzie czas, żeby odpowiednio go przepracować i myślę, że w nowym roku będzie już wszystko ze mną w porządku - zapewnił.