Karol Wasiek: Pierwsza połowa i początek trzeciej kwarty były niemal idealne w waszym wykonaniu, ale później coś zawiodło. Co stało się z waszą ekipą?
Marcin Dutkiewicz: Później zabrakło tej przysłowiowej "zimnej głowy", bo zgodzę się z tym, że takiego początku meczu nie mieliśmy w żadnym dotychczasowym spotkaniu. Byliśmy niezwykle zmotywowani i to nas pchało do jeszcze cięższej pracy. W pewnym momencie Stelmet musiał odpowiedzieć, żeby nie "dać plamy". Nie byliśmy w stanie zagrać na takiej intensywności i na takiej koncentracji przez całe 40 minut, co się praktycznie w każdym spotkaniu zdarza. Szkoda, że przyszło to w takim momencie, kiedy Stelmet zaczął odrabiać straty.
W trzeciej kwarcie myśleliście, że macie wygraną w kieszeni?
- Powiem szczerze, że byłem wielkim optymistą i byłem święcie przekonany, że sprawimy wielką niespodziankę, bo nasza gra wyglądała naprawdę obiecująco. W końcówce jednak nie potrafiliśmy odpowiedzieć na pressing.
Stelmet włączył przysłowiowy "piąty bieg" w tej czwartej kwarcie?
- Na pewno włączył coś, czego nie miał w pierwszym meczu w Słupsku, czy przez te dwie i pół kwarty w Zielonej Górze. Trzeba przyznać, że grali niesamowicie agresywnie w obronie, odcinali nasze podania. I tak naprawdę tyle, bo my też dodaliśmy do tego gapiostwo, brak koncentracji. Czytałem opinię Łukasza Koszarka, który stwierdził, że oni wygrali przegrany mecz, ja z kolei mogę powiedzieć, ze my przegraliśmy wygrany mecz. Bardzo boli nas ta porażka.
Kontuzja Trice'a wybiła was z rytmu?
- Prawda jest taka, że dwie trzecie naszego ataku jest ustawiona pod Rodericka. On może spenetrować, wykreować pozycje innym zawodnikom. Zresztą zobaczmy, jak wyglądała nasza gra z Polpharmą Starogard, czy Anwilem Włocławek. Rocky jest naszym liderem, może ma wolną rękę na rzucanie od trenera, ale wszystko robi dla dobra zespołu. Drużyna z tego korzysta.
Zostałeś ukarany przewinieniem technicznym w tym spotkaniu. Jak byś skomentował ten fakt?
- Szczerze? O tym faulu technicznym dowiedziałem się tak naprawdę od trenera Urlepa po meczu w szatni. Co prawda nie zgadzała mi się liczba przewinień, bo nagle z dwóch fauli miałem cztery na tablicy. Nie wiedziałem, czy sędziowie się pomylili, czy mi gdzieś ten faul umknął.
A twoje starcie z Marcinem Sroką?
- Co do tematu Marcina Sroka, to chciałbym jakiś poziom utrzymywać i komentować sprawy nie będę. Sędzia, który stał przy nas, zagwizdał faul Marcinowi i byłem wówczas święcie przekonany, że będę miał dwa osobiste. Idąc w stronę rzutów wolnych podszedł do mnie Kamil Chanas i próbował mi coś powiedzieć, uspokoić. Nie odezwałem się w ogóle, poszedłem nawet nieco szybciej na osobiste, a później okazało, że w tym momencie otrzymałem faul techniczny.
Ta sytuacja miała wpływ na twoją dalszą grę?
- Oczywiście, bo czułem się rozpędzony i nagle zostałem przystopowany. Prawda jest taka, że nic się nie odezwałem, a i tak dostałem faul techniczny. To było chyba moje drugie przewinienie techniczne w karierze. Czuję, że nie zasługiwałem na to przewinienie. Prawda jest taka, gdybym miał wówczas trzy faule na swoim koncie, to mógłbym nadal grać agresywnie w obronie. Ja jednak miałem już cztery przewinienia... Trener Urlep wiedział, że najlepszą rzeczą będzie ściągnięcie mnie na ławkę rezerwowych. Byłem wściekły, że tamten fragment meczu musiałem oglądać z ławki rezerwowych. Nie mogłem pomóc kolegom.
[b]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/b]