J.P. Prince: Jesteśmy strasznie pewni siebie

PGE Turów Zgorzelec przez 25 minut w spotkaniu z Treflem Sopot grał kiepsko, ale mimo wszystko i tak w ostatecznym rozrachunku mógł cieszyć się z wygranej. - Jesteśmy silni - mówi J.P. Prince.

W 25. minucie środowego spotkania gracze Miodraga Rajkovicia przegrywali już 45:63 i wydawało się, że nie podniosą się z kolan. Trefl miał tak naprawdę wszystkie karty w rękach, ale dał sobie zabrać to zwycięstwo, mimo że grał we własnej hali. Wielki hart ducha zgorzelczan uwidocznił się po raz kolejny w tym sezonie. Wcześniej PGE Turów odrabiał straty w meczach z Energą Czarnymi Słupsk, czy Stelmetem Zielona Góra.

- Nigdy nie myślimy w ten sposób, że mecz jest już przegrany. Walczymy do samego końca, nie poddajemy się. Prawda jest taka, że już w poprzednich meczach mieliśmy taką sytuację, więc ona nie jest nam straszna. Po prostu musieliśmy się bardziej zmobilizować, bo my znamy swoją wartość. Jesteśmy strasznie pewni siebie i to widać w naszych poczynaniach. Trener w nas wierzy i my to czujemy. A to, że zdarzają się nam takie przestoje, to przecież normalne w koszykówce. Nikt nie jest perfekcyjny. Ludzie czasami mają do nas pretensje, że dziesięć minut gramy słabo, ale przecież mecz trwa 40 minut, a nie 10! Wierzymy w swoje umiejętności i to było widać w tym środowym spotkaniu - zaznacza J.P. Prince - autor 16 punktów. Aż osiem oczek Amerykanin uzyskał w czwartej kwarcie. Gracz odniósł się do swojej postawy w pierwszej połowie.

- Coś nie mogłem dobrze wejść w spotkanie. Starałem się być agresywny, ale coś sędziowie nie chcieli mi na to pozwolić - śmieje się Amerykanin, który po chwili dodaje: - Trener powiedział, żebym się wyluzował i nie myślał o tych złych rzutach, decyzjach. Tak też zrobiłem i to przyniosło efekt w czwartej kwarcie - podkreśla J.P. Prince.

W sobotę podopieczni Rajkovicia zagrają z Rosą Radom.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: