Jeszcze przed kilkoma dniami scenariusz zdarzeń był zupełnie inny. Kuszony wieloma intratnymi propozycjami z ligi polskiej i nie tylko, Oliver Stević miał przenieść się nad morze, zaś do stolicy Kujaw miał trafić Cezary Trybański. Sprawa z pierwszym Polakiem w NBA zakończyła się jednak fiaskiem, podobnie jak negocjacje Stevicia z drużyną Asseco Prokomu Sopot. W ten sposób wyrażający do tamtego momentu jedynie wstępne zainteresowanie, działacze Anwilu przystąpili do konkretnych rozmów z byłym koszykarzem Śląska Wrocław. W czwartek rano zaś Stević został oficjalnie wcielony w szeregi "Rottweielerów".
Na temat swojego transferu 24-letni silny skrzydłowy wypowiedział się specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl. - Na początku byłem nastawiony na klub, który zagwarantowałby mi grę w europejskich pucharach. Dostałem wówczas wiele ofert z zagranicy, a także propozycje z klubów polskich: Asseco Prokomu i Turowa. Nie ma co ukrywać, iż w pewnym momencie było najbliżej do Sopotu. Ostatecznie jednak zdecydowałem, że nie puchary a stałe miejsce w składzie i odpowiednia ilość minut na boisku są najważniejsze. Dlatego też w pewnym momencie stwierdziłem, że to właśnie Anwil jest w stanie zapewnić mi najkorzystniejsze warunki dalszego rozwoju i byłby dla mnie najlepszym wyborem.
Koszykarz rozwiał również wątpliwości wynikające z długości obowiązywania podpisanej umowy oraz wyjaśnił przyczyny takiego stanu rzeczy. - Widzę, że już głośno zrobiło się o tej klauzuli w kontrakcie (śmiech). Prawda jest jednak taka, że umowa wygaśnie dopiero po zakończeniu całego sezonu. Nie wcześniej. Opcja dwóch miesięcy jest tylko ewentualnym wyjściem z sytuacji, gdy do składu powróci kontuzjowany Milos Paravinja. Wtedy bowiem może być po prostu zbyt tłoczno pod koszem. Jednakże to nie jest tak, że ja chcę odejść w styczniu. Klauzula bowiem działa w dwie strony. Jeśli coś będzie nie tak, również i klub będzie mógł mi podziękować. Póki co jestem zawodnikiem Anwilu do końca sezonu. Rzeczywiście można odnieść wrażenie, iż po powrocie do składu Milosa Paravinji oraz w przypadku pozostania w drużynie Stevicia, Anwil dysponowałby pięcioma zawodnikami na pozycje 4-5. Oprócz wymienionych koszykarzy, białoruski szkoleniowiec Igor Griszczuk miałby do dyspozycji jeszcze Marko Brkicia, Stipe Modricia oraz Paula Millera. Faktem jest jednak, iż wzmocnienia podkoszowe były po prostu nieuniknione. Anwil jest bowiem klasyfikowany dopiero na dalekiej, jedenastej pozycji jeśli chodzi o średnie zbieranych piłek na mecz.
Stević, który odbył już pierwszy trening z resztą drużyny, w swoim nowym zespole zadebiutuje już w piątkowym meczu przeciwko Bankowi BPS Basket Kwidzyn. Oczywiście jeden trening to zbyt mało, by poznać wszystkie detale taktyki włocławian, więc wielkiego występu koszykarza spodziewać się nie należy. W aklimatyzacji w nowym mieście i nowej drużynie z pewnością pomoże jednak znajomość niemalże wszystkich zawodników z obecnej kadry. - Przed przybyciem do Włocławka nie znałem tylko Stipe Modricia i Iana Boylana. Natomiast wszystkich Polaków, Gerroda Hendersona, Paula Millera kojarzę z poprzednich lat, zaś Marko Brkić to mój znajomy z Serbii. Dlatego sądzę, że nie będę potrzebował dużo czasu na adaptację w nowym miejscu. - zakończył najnowszy nabytek "Rottweilerów".