Robert Witka: Graliśmy albo bardzo dobrze, albo tragicznie

- Graliśmy falami, albo bardzo dobrze, albo wręcz tragicznie i niestety na koncówkę meczu przypadła ta druga fala - mówił Robert Witka, najlepszy strzelec Rosy Radom w pierwszym meczu z Anwilem.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Początek meczu Robert Witka miał iście piorunujący. Z 23 punktów Rosy Radom zdobył aż 13 w pierwszej kwarcie (i 13 ze swoich 19 ogółem) i to głównie dzięki niemu goście byli w stanie przeciwstawić się gospodarzom. W pomeczowych opiniach wszyscy podkreślali, że play-off to czas weteranów i 33-letni skrzydłowy potwierdził tę tezę. Choć on sam miał nieco inne zdanie...

- Być może i było widać moje doświadczenie, ale końcówka zarówno nie wyszła mi, jak i całemu zespołowi. Zdecydowanie zagraliśmy zbyt nerwowo i popełniliśmy zbyt dużo strat. To był najważniejszy moment meczu i niepotrzebnie zagraliśmy tak niespokojnie - tłumaczył Witka.
Anwil prowadził już 70:61 w 33. minucie spotkania, lecz goście zdołali ich przełamać i na niespełna cztery minuty przed końcem wygrywali 75:71. Prowadzenie włocławian, rzutem z dystansu, przełamał natomiast nie kto inny, jak Witka (ze stanu 69:71 do 72:71).

- Cały mecz był bardzo wyrównany, ale jednak graliśmy zbyt dużymi falami, by ostatecznie odnieść zwycięstwo. Graliśmy albo dwie minuty bardzo dobrze, albo dwie minuty bardzo słabo, czy wręcz tragicznie. I niestety tak ułożył się ten pojedynek, że na ostatnie dwie minuty przypadła ta tragiczna fala - komentował zawodnik i trudno się z nim nie zgodzić.

Od stanu 71:75, włocławianie zanotowali bowiem serię 12:2 i ostatecznie pokonali Rosę w pierwszym spotkaniu play-off, wychodząc na prowadzenie w serii. - To był dla nas bardzo ważny mecz, ale każdy kolejny będzie równie ważny. Na pewno będzie gotowi na drugie starcie - zakończył Witka.

Drugi mecz obu drużyn już w sobotę o godz. 17.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Korie Lucious: Przegraliśmy ten mecz nie na parkiecie, ale w głowach  

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×