Koszykarz musi mieć krótką pamięć - wywiad z Michałem Chylińskim, rzucającym PGE Turowa Zgorzelec

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Nikogo nie baliśmy się przez cały sezon, więc nie będziemy bać się Stelmetu przed finałem. Nie spoglądamy wstecz. Koszykarz musi mieć krótką pamięć - mówi Michał Chyliński, rzucający PGE Turowa.

Michał Fałkowski: Nastrój bojowy?

Michał Chyliński: Bojowy. Przyszedł najważniejszy moment sezonu. Zdajemy sobie sprawę z tego, że gramy o złoto, zostało tylko kilka meczów do końca sezonu i trzeba dać z siebie wszystko. Nie ma co się bać rywala. Nikogo nie baliśmy się przez cały sezon, więc nie będziemy bać się Stelmetu przed finałem. Co innego oczywiście szacunek. Szanujemy ich dorobek i to, że są mistrzem Polski... [ad=rectangle] ...Mistrzostwo Stelmet zdobył w zeszłym sezonie. Koszykarze często powtarzają, że przeszłość nie ma żadnego znaczenia, bo zmieniają się składy i w każdym roku w drużynach grają inni zawodnicy.

- Oczywiście tak jest, ale szacunek Stelmetowi się należy. Jednocześnie jednak my znamy swoją wartość i na pewno potrafimy grać dobrze w koszykówkę. A kto zagra lepiej w finale? Zobaczymy za kilka dni.

Macie w pamięci jeszcze te 0-4 z poprzedniego sezonu?

- Nie ma co myśleć o tym w ogóle. Wtedy graliśmy inny basket, niż teraz. Tamten finał to już przeszłość.

Ale nie wierzę, by gdzieś z "tyłu głowy" nie ciążyło wam brzemię zeszłorocznej klęski. Te dwa sezony są bardzo podobne. Wtedy, tak samo jak teraz, rozpoczynaliście play-off z przewagą parkietu i w finale zaczynaliście dwa mecze u siebie.

- Pod tym względem rzeczywiście było podobnie, ale z drugiej strony - sytuacja jest jednak inna. Rok temu źle trafiliśmy z formą. Teraz jesteśmy w dużo lepszej dyspozycji. Wtedy najlepszy basket graliśmy w szóstkach, teraz widzimy, że nasza forma rośnie z meczu na mecz i optimum ma nastąpić w finale. Jest też coś takiego, że koszykarz musi mieć krótką pamięć. Trzeba koncentrować się na tym, co będzie, a nie na tym, co było.

Czyli nie było jakiegoś uświadamiania koszykarzy zagranicznych na temat tego, co działo się rok temu?

- Nie.

Macie pierwsze dwa mecze u siebie. To zwiększa presję na was?

- Na pewno każdy mecz we własnej hali zwiększa presję na zespole gospodarza. Jednocześnie jednak to jest atut - gra się przed własną publicznością. Gramy w swojej hali, znamy te kosze, obrzucaliśmy je cały sezon i to na pewno jest plus. Ja nie rozpatruję finału w kontekście parkietu. Równo dobrze my możemy wygrać i u siebie, i w Zielonej Górze, tak samo jak Stelmet. Seria będzie długa. Jeśli ktoś przegra spotkanie we własnej hali, to tak naprawdę nic to jeszcze nie znaczy.

Na pewno oglądałeś piąty mecz Stelmet-Trefl. Wybierałeś przeciwnika, z którym chciałbyś zagrać w finale?

- Nie miałem na to żadnego wpływu, więc nie. Wygrał po prostu lepszy zespół. Chcąc zdobyć mistrzostwo Polski nie można sobie wybierać rywali. I tak w finale trzeba pokonać drugi najlepszy zespół w kraju, wygrywając po drodze ze wszystkimi innymi rywalami. Na chwilę obecną PGE Turów i Stelmet grają w finale i na pewno są to dwie najlepsze ekipy w Tauron Basket Lidze. A dodatkowy smaczek polega na tym, że to drugi finał z rzędu.

Michał Chyliński i trener PGE Turowa, Miodrag Rajković
Michał Chyliński i trener PGE Turowa, Miodrag Rajković

Tak naprawdę to trzecia potyczka z rzędu, biorąc pod uwagę, że dwa lata temu zielonogórzanie ograli was w rywalizacji o brąz. Myślisz sobie czasami: "Trzeba odmienić to fatum"?

- Trzeba wygrać. Po prostu. Nie chodzi o jakieś fatum, czy to, żeby w końcu wygrać mistrzostwo. Trzeba je wygrać, bo mamy na to bardzo dużą szansę. Nie wciągniesz mnie w jakieś poboczne dywagacje (śmiech).

Poboczne dywagacje i gorące komentarze były i będą przy okazji rozgrywania finału. 

- Ja balonika nie będę pompował i nie powiem, że to jest teraz nowa "święta wojna" czy coś w tym rodzaju. Chcę wygrywać. Niezależnie z kim i kiedy.

Kiedy zacząłeś oglądać koszykówkę w telewizji jako młody chłopak?

- Miałem pewnie 15 czy 16 lat, więc to był jakiś rok 2000 czy 2001.

To był okres, w którym w finale Anwil walczył ze Śląskiem, a na przeciwko siebie stawały tuzy takie jak Igor Griszczuk czy Maciej Zieliński. Rywalizacja sportowa już wówczas, nawet z dopiero raczkującym Internetem, wykraczała poza parkiet. Dzisiaj chcemy, my dziennikarze, a także kibice, podobnych historii...

- Ale wówczas to była inna sytuacja. Anwil ze Śląskiem grali chyba pięć finałów z rzędu, potem Anwil z Prokomem. My gramy dopiero drugi finał, więc może jak zadzwonisz do mnie za trzy-cztery lata, to wówczas będę mógł coś takiego powiedzieć - o "świętej wojnie" na przykład. Ponadto, jeszcze jedna istotna rzecz. Wówczas Zieliński czy Griszczuk to były ikony nie tylko tych klubów, ale całej ligi. Zawodnicy związani z klubami, miastami nie tylko kontraktem, ale również sercem i emocjami. Dzisiaj już nie ma takich sytuacji, by zawodnik spędzał całą karierę w jednym klubie, choć oczywiście szkoda, że tak nie jest. Też życzyłbym sobie, by wychowankowie, jak Navarro w Barcelonie, grali w jednym zespole całą karierę i zdobywali trofea dla klubu, w którym dorastali od małego.

Ty nie czujesz się wystarczająco mocno związany ze Zgorzelcem?

- To jest mój czwarty sezon tutaj, więc na pewno czuję się mocno związany i z klubem, i z miastem. Nigdzie nie grałem dłużej i życzyłbym sobie, by już tak zostało. Zgorzelec to mój drugi dom i mam nadzieję, że spędzę tu jeszcze dużo czasu, a za parę lat moje nazwisko będzie kojarzone z PGE Turowem. Dlatego tak, mistrzostwo dla Zgorzelca ma dla mnie wielką wartość i jest wielką sprawą. Nie mnie jednak stawać w jednym szeregu z Griszczukiem czy Zielińskim.

W jaki sposób PGE Turów będzie chciał pokonać Stelmet?

- Narzucając nasz styl gry: szybki atak, twardą obronę, agresywność na całym parkiecie. Kluczem jednak będzie przede wszystkim zatrzymanie pick and rolla, czyli pary Łukasz Koszarek - Vladimir Dragicević, ewentualnie Adam Hrycaniuk. Bardzo istotne będzie również odcięcie od piłki Przemysława Zamojskiego, który ma ostatnio świetną formę. To jednak wszystko ogólniki i myślenie życzeniowe. Na boisku liczy się każdy zawodnik i każdy detal.

Taki na przykład jak najdłuższa ławka w lidze? Mówi się, że zespół jest tak dobry, jak dobrzy są jego zawodnicy rezerwowi.

- Mamy rzeczywiście najdłuższą ławkę w Polsce i na pewno nie można powiedzieć, by druga piątka była słabsza od pierwszej. Zresztą, u nas tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak pierwsza i druga piątka. Wszystko uzależnione jest od meczu, formy i przeciwnika. Niemniej tak. Mam nadzieję, że wykorzystamy atuty, które daje nam większa rotacja.

[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

[/url][/b]

Źródło artykułu:
Które powiedzenie urzeczywistni się w finale play-off sezonu 2013/2014?
Historia lubi się powtarzać, więc wygra Stelmet
Nic dwa razy się nie zdarza, więc wygra PGE Turów
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (6)
avatar
wąż
28.05.2014
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
DO Cypis Zgorzelec: a nie masz dla mnie pozdrowień od Chyla w tym sezonie :D:D:D:D:D  
avatar
Ulonkana
28.05.2014
Zgłoś do moderacji
6
0
Odpowiedz
DO KOŃCA KARIERY KAPITANIE !  
avatar
marzami
28.05.2014
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Fajna wypowiedż  
avatar
syrgyt
28.05.2014
Zgłoś do moderacji
8
3
Odpowiedz
Michał dla nas już i tak jesteś mistrzem! Wierzę, że ten finał będzie tylko czystą formalnością  
avatar
JWPDzG
28.05.2014
Zgłoś do moderacji
7
1
Odpowiedz
CHYLU MISTRZ ! Bardzo fajnie się czyta a mówiąc że "Zgorzelec to mój drugi dom i mam nadzieję, że spędzę tu jeszcze dużo czasu, a za parę lat moje nazwisko będzie kojarzone z PGE Turowem" to b Czytaj całość