Nie mamy marginesu na błąd - rozmowa z Pawłem Leończykiem, graczem Trefla Sopot

- Jeśli myślimy o zwycięstwie w Radomiu to musimy zagrać zupełnie inaczej, niż w Ergo Arenie - zaznacza Paweł Leończyk, gracz Trefla Sopot.

Karol Wasiek: Nie zlekceważyliście nieco Rosy Radom?

Paweł Leończyk: Nie można mówić o Rosie, że jest słabym zespołem. Nawet bym zaryzykował tezę, że Rosa nie jest dużo słabsza od Stelmetu. Ok - Stelmet jest w finale, a Rosa gra z nami o trzecie miejsce, ale to dalej jest dobry zespół. Zresztą w "szóstkach" to udowodnił. Pokonali Stelmet, PGE Turów. A co do meczu, to my po prostu zagraliśmy bardzo słabo.

Co się na to złożyło?

- Zabrakło energii, odpowiedniej postawy w obronie. Nie zrealizowaliśmy założeń przedmeczowych. Chcieliśmy zdominować strefę podkoszową, w Rosie otworzyło się kilku zawodników, zaczęli trafiać z różnych pozycji, a z naszej strony zabrakło odpowiedzi.
[ad=rectangle]
W głowach jeszcze siedziały mecze ze Stelmetem?

- Mogę mówić jedynie za siebie: w głowie nie miałem meczów ze Stelmetem.
Lance Jeter mówił po meczu, że brakowało takiego dobrego entuzjazmu w tym spotkaniu. Też to odczułeś?

- Podszedłem do meczu, jak do każdego innego spotkania. Ale to prawda, że ogólnie w naszej postawie zabrakło pozytywnej energii i gry z przysłowiowym pazurem. We wcześniejszych meczach play-off zdarzało się, że nasza skuteczność była słaba, ale wtedy szarpaliśmy w obronie. A w czwartek także ona była kiepska. Aczkolwiek trzeba powiedzieć o tym, że ciężko się gra przeciwko zespołowi, który rzuca tylko i wyłącznie za trzy. Wszyscy stoją na obwodzie, na dodatek Łukasz Majewski gra jako silny skrzydłowy.

[b]

W Radomiu możemy spodziewać się zupełnie innego Trefla Sopot?[/b]

- Jeśli myślimy o zwycięstwie w Radomiu to musimy zagrać zupełnie inaczej, niż w Ergo Arenie. Nie mamy wyjścia, gdyż chcemy brązowych medali. Porażka oznacza, że przegramy tę rywalizację. Nie mamy marginesu na błąd.

Trzeba więcej piłek kierować pod kosz?

- Staraliśmy się kilka razy uruchomić naszych podkoszowych, ale kilka piłek nie wpadło do kosza i później nieco zmieniliśmy swoją strategię. Próbowaliśmy ciągnąć to obwodem, ale też nam nie szło. Wiadomo jak to jest - kiedy podkoszowi nie trafiają, to "mali" tracą nieco zaufania. Widzą, że to nie idzie i starają się grać nieco inaczej.

Nie za dużo było tych rzutów za trzy z waszej strony?

- Oddaliśmy znacznie więcej rzutów za trzy, niż rywale. A plany na ten mecz były inne. Wiedząc, że rywale mają silny obwód, to właśnie tam staraliśmy się pomagać w obronie. Koszykarze Rosy dobrze dzielili się jednak piłką i to, w połączeniu z szybkością Luciousa, przynosiło im efekty.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (0)