Bartosz Półrolniczak: Podejrzewam, że nawet w najgorszych snach pan nie przypuszczał, że ten ostatni sezon będzie tak wyglądał.
Zbigniew Pyszniak:
Na pewno tak. Chcieliśmy zająć 10. miejsce i uważam, że to było całkowicie realne. Dwa mecze przegraliśmy na własnej hali z Polpharmą i Kotwicą, zlekceważyliśmy te drużyny. Przyznaję, że wynik jest poniżej oczekiwań. Biorę to wszystko na siebie i mam pełną tego świadomość. Niektórzy zawodnicy nie dorośli to pewnych spraw, może jeszcze czegoś nie zrozumieli, albo mają inne myślenie. Może chcieli sobie tylko pograć? Nie wiem, różne są odczucia, i moje, i kibiców. Tego się teraz nie dowiemy, ale myślę, że czas pokaże kto miał rację.
[ad=rectangle]
Nie brakowało w tej drużynie takiego lidera mentalnego, kogoś kto dałby sygnał do walki w trudnym momencie?
-
Wydawało się, że takim graczem będzie Nowakowski. Robił to dobrze, do pewnego momentu nieźle to wychodziło, ale rzeczywiście, nie było generalnie takiego gracza, który wziąłby piłkę pod pachę i krzyknął na resztę. Nie chodzi tu tyle o to, że brakło najlepszego zawodnika, ale człowieka, który jak to się mówi trzymałby szatnię. Ten próbował, tamten próbował, ale żadnemu nie wychodziło.
Na dobrą sprawę znów musi pan budować zespół od podstaw. To, że nie zaproponował pan większości przedłużenia kontraktów można odczytać, że jest pan po prostu zawiedziony postawą zawodników?
-
Nie będę tego ukrywał. Propozycję pozostania dostali tylko Fitzgerald i Nowakowski, ale czy zostaną to już od nich zależy. Cały czas powtarzam, że zawodnicy po sezonie w Tarnobrzegu myślą, że są dobrzy, bo dużo grają. Potem jak zagrają kilka dobrych meczów po sezonie robi się problem, bo ich żądania finansowe wzrastają. Ich mniemanie o sobie jest dość spore, a nas na to po prostu nie stać. Zobaczymy jak to będzie, czas pokaże. Póki co widać, że nie mogą sobie klubów znaleźć.
Jak wygląda sprawa z tym incydentem w klubie nocnym, to już skończone?
-
Wie pan, ja nawet nie chcę tego za bardzo komentować, bo w zasadzie wszystko zostało wyjaśnione od razu. Cała ta sytuacja i głupie wpisy ludzi, którzy nie wiedzą co, gdzie i jak nie są nikomu potrzebne. To, że oni byli na tej imprezie to już nawet w środku nocy wiedziałem. Było postawione ultimatum, że jeśli będzie 10. miejsce, to nie ma sprawy. Jeśli będzie niżej, to wyciągnę konsekwencje. Czekałem do końca ligi, tak jak wypadało. Drużyna zajęła 11. miejsce i będą konsekwencje, temat jest zamknięty. Te wszystkie wywody na ten temat, to piszą ludzie, którzy jak to się mówi wiedzą, że gdzieś dzwoni, ale nie wiedzą w którym kościele. Już rano po całym zajściu była rozmowa i postawione ultimatum. Nie wiem, nie mam pojęcia jak to wszystko wytłumaczyć.
Zawodnicy po sezonie narzekali na klub, również w wywiadach. Jak się pan do tego odniesie?
-
Może mają świadomość, że zawiedli i chcą odwrócić od siebie uwagę. Zaczynając od Hamiltona, który okazał się ewidentną pomyłką trenera. Powiedziałem mu o tym. To miał być chłopak, który miał ten zespół ciągnąć. Nie powiem, że była to katastrofa, ale delikatnie mówiąc pomyłka. Inni zawodnicy to samo, przecież osobowo to był najlepszy zespół w ciągu czterech lat. Niestety nie udało się z nich tego wydobyć. Tym bardziej jest żal, bo kibice mi mówili, że trener Turowa Zgorzelec na początku sezonu zapytany, jaki inny zespół chciałby prowadzić odpowiedział, że właśnie Jezioro, albo Anwil. To pokazuje, że możliwości były i ja też dalej tak twierdzę. Wynik jednak jest, jaki jest i od tego się nie da uciec. Niektórzy muszą ponieść tego konsekwencję, bo to nie jest tak, że pieniądze leżą na ziemi. Jak mam wydać złotówkę to oglądam ją trzy razy. Jeśli ktoś nie zasłużył, to czasem po prostu musi oddać. Takie jest niestety życie.
Awans do turnieju finałowego Pucharu Polski uratował wam twarz?
-
Moim zdaniem to jednak za mało. Nie nastawiałem się, że tam wygramy, po cichu jedynie liczyłem, że może się uda. To jest jeden mecz, jeden dzień, tu i teraz. Różnie może być. Też tego nie rozumiem, bo teraz już mogę powiedzieć, że mieli bardzo wysokie premie i za ten mecz z Turowem, i ewentualnie za cały puchar. Po prostu już nie wiedziałem, jak do nich trafić. Jak już nie można finansowo, krzykiem, ani tłumaczeniem, ani nawet karami to co można zrobić. Może im po prostu nie zależało? Te ich tłumaczenia to teraz po prostu absurd. Zawszę mówię, że trzeba pokazać na boisku. Wtedy się wybija argumenty działaczom i trenerom, a nie teraz takie komentarze.
Jest pan tym zaskoczony?
-
Jestem. Nie rozumiem pretensji Allena, że nie miał mieszkania, czy samochodu. Wszystko było, co ja miałem jeszcze zrobić? No słów po prostu brakuje... Co oni by chcieli mieć? Nie chcę się wypowiadać, bo to śmieszne rzeczy. Każdy miał swoje mieszkanie, opłacane przez klub. Pobory mieli również płacone. Było w kontraktach, że klub może mieć poślizg 21 dni. My tego nie przekroczyliśmy. Raz było tydzień, raz dwa, ale dostawali i wszystko było na bieżąco. Dziwię się tym wypowiedziom, ale cóż. Jak to się mówi opluć to każdy potrafi. Jak się ktoś nie zna na pewnych rzeczach, to niech się nie wypowiada. Jeśli ja się na czymś nie znam, to się nie wypowiadam. Dziwię się pewnym ludziom. Ktoś gdzieś zadzwonił, coś powiedział, albo ze 100 zł zrobili 10000 zł. To są kpiny, ale co ja mogę poradzić? Takie życie, na pewno będziemy próbowali zmienić oblicze w przyszłym sezonie. Można przegrywać, to jest sport. Najlepszy przykład finał kadetów na naszej hali, dwie sekundy i mistrzostwo uciekło, chłopaki płakały. Liczy się walka, ambicja. Tego właśnie będę oczekiwał od zespołu, który będziemy tworzyć, bo przegrać zawsze można. Zespół ma mieć serce, biegać, walczyć, rzucić się na piłkę. Żeby kibice przyszli i zobaczyli, że nawet jak przegrają to walczyli. Nie może być sytuacji, że przejdą obok meczu, a potem przychodzi taki gracz i się pyta o pieniądze. Ja to rozumiem, ale sport to nie tylko pieniądze, ale także ambicja.