Piotr Kardaś: Nie trzeba być wielkim analitykiem

Rozgrywający Rosy kolejny raz mógł zapisać się na kartach historii radomskiego basketu. W niedzielę się jednak nie udało. - Z takim rywalem jak Trefl ciężko odrobić tak dużą stratę - przyznał.

Piotr Dobrowolski
Piotr Dobrowolski
Zwycięstwem w niedzielnym spotkaniu z Treflem Piotr Kardaś po raz drugi mógł się zapisać złotymi zgłoskami w historii radomskiej koszykówki. Dziesięć lat temu osiągnął bowiem spektakularny jak na tamte czasy sukces z AZS Politechniką, awansując do pierwszej ligi.
- Myślę, że ta historia jest mniej ważna, czy człowiek się w niej zapisze, czy też nie - skomentował rozgrywający po zakończeniu drugiego starcia o trzecie miejsce. Po wygranej w Sopocie Rosa mogła postawić kropkę nad "i". - Graliśmy przede wszystkim po to, aby zakończyć tę rywalizację i zdobyć brązowy medal - przyznał.Doświadczony zawodnik spędził na parkiecie niespełna 14,5 minuty. W tym czasie zdobył 8 punktów. Trafił dwie ważne "trójki" w bardzo trudnych momentach, podrywając zespół do walki. Rywal zachował jednak "zimną krew", nie pozostawiając gospodarzom ani cienia wątpliwości, kto tego dnia zasłużył na triumf.
"Laremu" i kolegom nie udało się uszczęśliwić radomskich kibiców
35-latek podziela zdanie innych zawodników oraz szkoleniowców na temat tego, co zadecydowało o rezultacie niedzielnej potyczki. - Nie trzeba być wielkim analitykiem, bo jeśli rozpoczyna się mecz od -15, to z taką drużyną jak Trefl później ciężko odrobić te straty. Mieliśmy zrywy, kilka razy dochodziliśmy na 10 punktów, ale to nie są rozgrywki amatorskie, żeby zespół dał sobie wyrwać przewagę dwudziestu "oczek". Zadecydował słaby początek, więcej nie ma co szukać - mówił.

Kardaś i koledzy już dwa razy w ostatnim czasie ograli sopocian. Stało się to jednak nie w Hali Stulecia, w której przyjdzie się zmierzyć obu zespołom w środowy wieczór, a w większym obiekcie. - W Ergo Arenie wygraliśmy już dwa razy w tym roku, a w Hali Stulecia jeszcze nie udało nam się wygrać. Każda seria się kiedyś kończy, więc prawo serii jest za nami - ocenił.

Trzecie spotkanie o brąz będzie ostatnim dla Rosy w sezonie 2013/2014. Nikt nie ma wątpliwości, że podopiecznym Wojciecha Kamińskiego zależy na odniesieniu triumfu. - Jedziemy do Sopotu, nie czujemy się gorsi i na pewno nie stoimy na straconej pozycji - zapowiedział rozgrywający.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Wojciech Kamiński: Zagraliśmy zbyt indywidualnie  

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×