Filip Dylewicz: Jesteśmy zawiedzeni tym, jak zagraliśmy

Cały Zgorzelec liczył, że PGE Turów zakończy marsz po złoto w niedzielę, ale tak się nie stało. - Jesteśmy zawiedzeni nie tyle wynikiem, co przede wszystkim tym, jak zagraliśmy - mówi Filip Dylewicz.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski
Stelmet zagrał z większym zaangażowaniem i wyrwał mecz oraz mistrzostwo PGE Turowowi - takie opinie przeważają po niedzielnym starciu obu zespołów rozegranym w przygranicznym mieście. Spotkaniu numer pięć, po którym wiadomo... niewiele więcej, niż przed nim. Nadal PGE Turów jest blisko upragnionego celu, a Stelmet depcze mu po piętach.
- Pozwoliliśmy drużynie gości na zdecydowanie zbyt wiele w ataku, a przede wszystkim na to, by rozwinęli skrzydła i poczuli się pewnie. Graliśmy źle w ofensywie, a kwintesencją naszej złej gry była końcówka, którą Stelmet rozegrał zdecydowanie mądrzej i ostatecznie wygrał zasłużenie - mówi Filip Dylewicz.

Po meczu przeważały również opinie, że koszykarze PGE Turowa zagrali najsłabiej w obecnych finałach. Fakt ten może dziwić ze względu na wagę pojedynku, który mógł zakończyć finał i cały sezon 2013/2014. Potocznie więc mówiąc - presja "zjadła" zawodników.

- To spotkanie nie było dla nas dobre. Nie było nawet średnie, było po prostu słabe. Nie przypominało nawet naszej średniej gry i, choć brzmi to po prostu dziwnie, zabrakło chęci oraz woli walki. Zawodnicy Stelmetu pokazali, że bardziej im zależy i wygrali. My tymczasem zamiast grać na większym spokoju, daliśmy się wciągnąć w ich grę, a końcówkę rozegraliśmy po prostu słabo. Powinniśmy szukać innego rozwiązania, niż tylko rzuty z daleka - tłumaczy Dylewicz.

- Jesteśmy zawiedzeni nie tyle wynikiem, co przede wszystkim tym, jak zagraliśmy. Graliśmy w swojej hali, wobec naszych kibiców, a mimo to - katastrofa - dodaje skrzydłowy PGE Turowa.

Pomimo porażki, sytuacja wicemistrza Polski jest nadal dobra. Zgorzelczanie prowadzą w serii 3-2, choć znajdują się dokładnie w takim samym położeniu, jak po starciu numer trzy, gdy Stelmet wygrał pierwszy pojedynek u siebie i "złapał" dystans jednego meczu. Wówczas Turów zwyciężył kolejną batalię i odskoczył rywalom. Powtórka scenariusza oznaczać będzie zdobycie mistrzostwa. Brak powtórki - siódmy, decydujący mecz.

- Chcemy wyczyścić głowy przed tym meczem i jeśli to nam się uda, i jeśli zagramy na swoim normalnym poziomie, wówczas będzie w porządku - kończy Dylewicz.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Adam Hrycaniuk: Jest dobrze, walczymy o 3:3  

Czy Filip Dylewicz zgarnie statuetkę MVP Finałów, czy jednak zabierze mu ją jakiś gracz Stelmetu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×