Nemanja Jaramaz: Los zawsze spłaca swoje długi

- Los zawsze spłaca swoje długi. Teraz spłacił dług wobec PGE Turowa i wobec mnie samego. Te dwie trójki to było to, na co czekałem - cieszył się Nemanja Jaramaz, bohater meczu numer sześć finału.

Przed serią wielu komentatorów finału podkreślało, że PGE Turów jest bliższy złota ze względu na głębię składu. I szósty mecz rywalizacji, w którym zgorzelczanie pokonali swojego rywala 72:60, potwierdził tę tezę.
[ad=rectangle]
W pierwszych pięciu meczach serii Nemanja Jaramaz zdobył łącznie (!) 18 punktów, będąc w rotacji daleko za Tonym oraz Mikem Taylorami. W meczu, który okazał się decydujący, Serb był jednak pierwszoplanową postacią swojego zespołu i rzucając 16 punktów, poprowadził drużynę do zwycięstwa, które dało mistrzostwo. Choć po ostatniej syrenie uciekał od takich opinii.

[i]

- Jestem podekscytowany, ale wygrał cały zespół. Nie Nemanja Jaramaz w pojedynkę. Owszem, czekałem na taki mecz w finale i cieszę się, że miał miejsce akurat dzisiaj, ale złoto to wysiłek drużyny. Fantastyczny wysiłek i wielka praca wszystkich trenerów, działaczy i nas, zawodników -[/i] tłumaczył koszykarz.

Koszykarz od początku pojedynku był bardzo aktywny, a w trzeciej kwarcie zadał dwa ciosy z dystansu, po których PGE Turów wyszedł na prowadzenie 55:34. Drugi rzut był bardzo szczęśliwy - piłka odbiła się jeszcze od obręczy i tablicy zanim wpadła do kosza.

- Widziałeś wcześniejszą akcję? Trafiłem i poczułem się bardzo pewnie. Dlatego nie wahałem się w kolejnej i gdy tylko dostałem podanie, rzuciłem. Owszem, miałem szczęście, ale ja myślę, że los po prostu zawsze spłaca swoje długi. Teraz spłacił dług wobec PGE Turowa i wobec mnie samego. Te dwie trójki to było to, na co czekałem. W końcu mam za sobą kilka trudnych miesięcy, kilka kontuzji, ale jednak cały czas pracowałem na maksa i teraz los oddał mi to, co zabrał wcześniej - cieszył się Jaramaz.

- Bohaterem meczu, jak i całej serii, był Filip. Gdy nie wiedzieliśmy co robić w tej serii, podawaliśmy piłkę do "Dyla", tak jak w trzeciej kwarcie, gdy utknęliśmy na kilka dobrych minut bez skutecznej akcji w ataku - powiedział zawodnik.

Filip Dylewicz rzeczywiście brał na siebie ciężar trudnych rzutów, ale tak naprawdę to PGE Turów jako zespół, prawdziwy kolektyw, zdominował mecz począwszy od drugiej kwarty. Stelmet postawił trudne warunki jedynie w pierwszej odsłonie, a potem tylko mógł starać się gonić wynik.

- Czuję się fantastycznie i chyba nadal nie wierzę, że jesteśmy mistrzami. Muszę trochę ochłonąć, poświętować. Może za kilka dni będę mógł powiedzieć coś ciekawszego... Na pewno jednym z kluczowych czynników naszego zwycięstwa nad Stelmetem było to, że poradziliśmy sobie z presją. Czyli zrobiliśmy to, czego nie udało nam się dokonać w meczu numer pięć. Ale jakie to teraz ma znaczenie...? - zakończył z uśmiechem Jaramaz.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: