Michał Fałkowski: Jakie jest twoje pierwsze skojarzenie, gdy mówię "Śląsk Wrocław"?
Dominique Johnson: Kiedy słyszę "Śląsk Wrocław", lub choćby jeden z tych wyrazów, to przede wszystkim mam w pamięci fantastyczne zwycięstwo nad Anwilem Włocławek w półfinale Pucharu Polski. Zwycięstwo, które pozwoliło nam awansować do finału, a w konsekwencji - zdobyć trofeum.
[ad=rectangle]
Dlaczego akurat to skojarzenie jest pierwsze?
- Może dlatego, że dla wrocławian mecze z włocławianami nadal mają większą wartość, niż z jakimkolwiek innym rywalem?
Tamto pucharowe zwycięstwo było jedynym nad Anwilem w sezonie. W meczach ligowych dwukrotnie ulegliście włocławianom...
- Bardzo dobrze pamiętam pierwszy mecz sezonu, który był jednocześnie inauguracją całych rozgrywek. Przyjechała telewizja, fani wypełnili halę w komplecie, a o nadchodzącym starciu mówiło się już kilka dni przed meczem. I gdy przegraliśmy wówczas z nimi, nie mogłem się doczekać kiedy zagramy z nimi ponownie i będziemy mieli okazję się zrewanżować. I tak też się stało.
Triumf w Pucharze Polski był dla ciebie najlepszym wydarzeniem sezonu 2013/2014?
- Na pewno zapamiętam ten triumf do końca swojej kariery, ale najlepszym wydarzeniem sezonu było dla mnie zwycięstwo nad Asseco Gdynia. To był czas, gdy straciliśmy Danny'ego Gibsona i nagle okazało się, że nie możemy grać w pełnym składzie. Pomimo tego pojechaliśmy do Gdyni i wygraliśmy w dramatycznych okolicznościach, a ja zagrałem niezły mecz (Śląsk wygrał 89:88, a Johnson zdobył 26 punktów - przyp. M.F.).
Zwycięstwa nad Anwilem czy Asseco to piękne momenty. Ale ta historia nie skończyła się pięknie...
- Tak to jest w koszykówce. Ktoś musi przegrać, żeby inny musiał wygrać. Szkoda, że to my znaleźliśmy się po przegranej stronie i oczywiście teraz moglibyśmy wskazać palcem i powiedzieć: "mogliśmy to czy tamto, powinniśmy to czy tamto", ale co to zmieni? Rezultat jest jaki jest. Dla mnie jednak to były piękne chwile i wyjątkowy czas. Niezależnie od ogólnego wyniku.
Czyli podpisałbyś jeszcze raz kontrakt ze Śląskiem Wrocław, gdybyś mógł cofnąć czas o rok?
- Bez wątpliwości. Zrobiłbym to ponownie, bo ten rok we Wrocławiu sprawił, że jestem silniejszy mentalnie. A ponadto - nic nie dzieje się z przypadku.
Nic nie dzieje się z przypadku - jak to rozumieć?
- Po prostu nie możesz zmienić tego, co Bóg już dla ciebie zaplanował. To miałem na myśli. Skoro więc trafiłem do Wrocławia, to tak miało być i koniec. Gdyby to było możliwe, zrobiłbym tak samo jeszcze raz.
Obok pozytywnych momentów, były również te mniej szczęśliwe. Są wspomnienia, od których uciekasz?
- Pozytywów było więcej: Puchar Polski, pokonanie Anwilu, PGE Turowa w lidze i świetni fani we Wrocławiu. A co do negatywów... Nie. Nie będę jednak mówił o negatywach. Przepraszam. To, co było złe jest między mną, a moimi kolegami i trenerami. Co działo się w szatni, zostaje w szatni i tak być powinno. Mogę powiedzieć, że najgorszą rzeczą, poza koszykówką, była dla mnie nauka języka polskiego. Starałem się jak mogłem, ale poległem...
[b]
Rok to dość dużo czasu, by zacząć się komunikować...[/b]
- Tak. Ja umiem podstawy i poradzę sobie np. w restauracji. Ale i tak najwięcej znam tych złych, nieładnych słów (śmiech).
To może nie wystarczyć przy negocjacjach kolejnego kontraktu...
- No nie (śmiech). Na szczęście są agenci.
I twój obecnie rozmawia ze Śląskiem?
- Dałem mojemu agentowi wolną rękę, bo wiem, że będzie pracował tak, aby znaleźć mi najlepsze warunki do gry.
Czy Śląsk jest zainteresowany tobą?
- Nie rozmawialiśmy od momentu, w którym opuściłem Wrocław. Wszystko w rękach zarządu i mojego agenta. A jeśli chcesz zapytać mnie co zrobię, gdy pewnego dnia obudzę się i agent powie mi: "słuchaj, możesz wrócić do Wrocławia, są dobre warunki do gry", to ja wówczas odpowiem: "wracam na pewno!".
[b][urlz=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/urlz][/b]