ŁKS przegrał sparing z Anwilem Włocławek

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Koszykówka na poziomie ekstraklasy zniknęła z Łodzi wiele lat temu. Od 2 lat basket w mieście się odradza, ale na awans do najwyższej klasy rozgrywkowej trzeba jeszcze poczekać. W tej chwili jedyną okazją do obejrzenia gwiazd Polskiej Ligi Koszykówki są więc spotkania towarzyskie. Nie ma się więc co dziwić, że gra kontrolna z Anwilem Włocławek sprowadziła na trybuny wielu widzów.

Gospodarze rozpoczęli mecz bardzo ambitnie i bez strachu przed zdecydowanie bardziej utytułowanym rywalem. Obie drużyny postawiły na szybki atak i skupiały się ogólnie na grze ofensywnej, przez co mecz przypominał bardziej "Mecz Gwiazd", niż pojedynek zespołów ligowych. Oglądaliśmy więc kilka efektownych akcji z obu stron, za to gra obronna pozostawiała wiele do życzenia.

W drugiej kwarcie trener ŁKS-u Radosław Czerniak wprowadził na parkiet dublerów, co błyskawicznie wykorzystali gracze Anwilu i z wyrównanego meczu, w kilka minut wypracowali bezpieczną przewagę. ŁKS prowadził po raz ostatni przy wyniku 28:27, po celnym rzucie za 3 punkty Tomasza Prostaka. Od tego momentu rozpoczął się jednak popis gry gości, którzy nie prezentowali może wszystkich swoich umiejętności, ale na rezerwowych I-ligowego zespołu z Łodzi to w zupełności wystarczyło, a kibice zgromadzeni w hali przy al. Unii, a nie przyzwyczajeni do poziomu ekstraklasy, oglądali grę koszykarzy Anwilu z otwartymi ustami. Ten fragment spotkania ŁKS przegrał 3:26 i mimo lekkiego przebudzenia pod koniec kwarty, na przerwę schodził z 19-punktową stratą.

Po powrocie na parkiet przewaga Anwilu nadal była bezdyskusyjna, a pokaz celności rzutów z dystansu dawał Marko Brkić, trafiając w sumie 7 razy zza linii 6,25 i to trafiając tzw. "czyste", a więc piłki, które nawet nie dotykały obręczy. W ostatnich minutach spotkania gra się wyrównała, głównie z powodu tego, że trener gości, Igor Griszczuk, dał pograć wszystkim swoim zawodnikom, a poza tym Anwil wyraźnie spuścił z tonu. Ostatecznie ŁKS przegrał ten sparing 76:109, ale nie wynik był tego dnia najważniejszy i chyba żadna z drużyn ani kibice, nie narzekają, że ten pojedynek się odbył. Obaj trenerzy mają po spotkaniu zapewne wiele spostrzeżeń przed ligowymi pojedynkami swoich zespołów, a fani mają zaostrzone apetyty na oglądanie w Łodzi ekstraklasy.

Trenera Czerniaka martwić może jedynie bardzo wąska ławka rezerwowych, jaką w tej chwili dysponuje. W tym spotkaniu na dobrym poziomie zaprezentowało się bowiem tak naprawdę tylko 6 zawodników - pierwsza piątka (Dłuski, Trepka, Marculewicz, Nogalski, Morawiec) i Tomek Prostak. To zdecydowanie za mało, aby walczyć o czołowe miejsca w lidze. Pozostaje mieć nadzieję, że do wysokiej formy dojdą zmiennicy, których z pewnością stać na lepszą grę, jak Michał Saran czy Jakub Bąk, a także z niecierpliwością trzeba czekać na powrót na parkiet kontuzjowanego Grzegorza Mordzaka. W przypadku tego ostatniego, który kontuzji nabawił się w minioną niedzielę w Krośnie, dokładna diagnoza lekarska będzie znana w środę, jednak wiele wskazuje na to, że będzie ona zdecydowanie bardziej optymistyczna od tego, co mówili lekarze jeszcze kilka dni temu. Prawdopodobnie Mordzak doznał naderwania mięśnia i czekać go będzie dwu lub trzytygodniowa przerwa w grze.

ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź - Anwil Włocławek 76:109 (25:24, 13:33, 15:29, 23:23)

ŁKS Sphinx Petrolinvest: Prostak 13, Nogalski 13, Bąk 11, Morawiec 11, Dłuski 10, Marculewicz 8, Trepka 4, Saran 3, Kromer 3.

Anwil: Brkić 25, Stević 20, Wołoszyn 19, Pluta 18, Miller 8, Henderson 5, Boylen 4, Gabiński 4, Koszarek 4, Michalski 2, Janiak 0.

Sędziowali: Wojdak, Giza i Chrakowiecki.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)