Nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się, że ekipa z Łowicza będzie w stanie nawiązać skuteczną walkę z faworyzowanymi gospodarzami. Na dodatek przed meczem okazało się, że szkoleniowiec Księżaka nie będzie mógł skorzystać z trójki swoich podstawowych graczy. Nad Brdę z różnych przyczyn nie dotarli Grzegorz Łaszkiewicz, Przemysław Grabowski oraz najskuteczniejszy strzelec ekipy - Kacper Kromer.
Mimo to ambitni koszykarze z Łowicza od pierwszych minut starali się narzucić rywalom swój styl gry. I trzeba przyznać, ze wychodziło im to nieźle, bowiem po chwili łowiczanie uzyskali kilkupunktową przewagę (15:9), której nie oddali aż do połowy czwartej kwarty!. Trzeba jednak dodać, iż podopiecznym Cezarego Włuczyńskiego zadanie ułatwiali miejscowi. Mnóstwo strat, niedokładnych podań i nieskuteczne rzuty z dystansu sprawiły, że gracze Macieja Borkowskiego nie mogli dogonić efektywnie grających gości.
Przed meczem szkoleniowcy gospodarzy szczególną uwagę zwracali na Adriana El-Warda. 30-letni skrzydłowy doskonale czuł się w sytuacjach jeden na jeden, ale jeszcze lepiej wyglądała gra Roberta Kucharka, który co chwilę nękał gospodarzy rzutami zza linii 6,25 cm (4/9 za trzy). Właśnie dzięki dobrej skuteczności z dystansu, przyjezdni prowadzili do przerwy 42:36. - Nasza gra wyglądała dobrze, bo chcieliśmy pójść za ciosem po ostatniej wygranej z Legią. Dlatego przyjechaliśmy tu z nadzieją na dobry wynik - komentował postawę swojej drużyny wspomniany wcześniej El-Ward.
W trzeciej kwarcie goście jeszcze powiększyli swoje prowadzenie. Po trójce Kucharskiego było 52:36, ale na tym skończyła się dobra passa Księżaka. Do pracy ostro zabrali się miejscowi, a szczególnie Artur Gliszczyński. Głównie właśnie dzięki postawie wychowanka Astorii przewaga rywali topniała z każdą sekundą. Były rozgrywający Bonduelle Gniewkowo czuł się dobrze nie tylko na obwodzie, ale także w akcjach podkoszowych. Właśnie po jednej z takich kontr bydgoszczanie doprowadzili do remisu (58:58), a chwilę później po osobistych Doriana Szyttenholma wyszli na prowadzenie 60:59. W tym miejscu należy dodać, iż wszystko przez to, iż goście w czwartej kwarcie punkty zdobywali tylko z linii rzutów wolnych. Grając tak nieskutecznie w ataku nie można myśleć o wygranej, co skwapliwie wykorzystali gospodarze, powiększając swoją przewagę. Kolejne skuteczne akcje Gliszczyńskiego przesądziły o wyniku spotkania.
- Co tu dużo komentować, po prostu zespół Księżaka rozegrał naprawdę bardzo dobre zawody. My nie zlekceważyliśmy rywala, choć to tak mogło wyglądać z trybun. Najważniejsza jest jednak wygrana, bo jakbyśmy przegrali z ostatnią drużyną w tabeli, to by była wielka lipa. Ostatnia porażka w Warszawie jeszcze siedzi w naszej psychice - podsumował krótko lider KPSW/Astorii, Artur Gliszczyński.
- W czwartej kwarcie coś stanęło w naszej grze, gdyż gospodarze bardzo dobrze zagrali w defensywie, a my na to nie mogliśmy znaleźć żadnej skutecznej recepty. Gliszczyński znakomicie raził z obwodu, Dorian Szyttenholm robił co chciał pod koszem, a my nie mogliśmy znaleźć na to żadnej odpowiedzi. Mimo braku kilku czołowych zawodników pokazaliśmy się z dobrej strony i pozostaje mieć nadzieję, że będziemy się piąć w górę tabeli - dodał zdobywca 15 punktów, Adrian El-Ward.
KPSW Astoria Bydgoszcz - Księżak Łowicz 69:62 (16:25, 20:17, 14:16, 19:4)
Punkty:
KPSW/Astoria: Gliszczyński 23 (5), Gierszewski 13 (3), Laydych 7 (1), D.Szytteholm 8, Kubacki 6, Grocki 7 (1), A.Szopiński 3, P.Lewandowski 2, O.Szyttenholm 0.
Księżak Łowicz: Kucharek 19 (4), El-Ward 15 (1), Snochowski 12, Włuczyński 9 (1), Mróz 5, Banasiak 2, Pełka 0.