Michał Żurawski: Co skłoniło cię do podpisania kontraktu w Polsce?
Kyle Shiloh: Nie był to jakiś skomplikowany proces. Po prostu byłem bardzo zainteresowany tym, żeby zagrać w polskiej lidze. Energa Czarni zgłosili się po mnie i stwierdziłem, że to doskonałe miejsce, aby spędzić w nim kolejny etap w mojej karierze.
[ad=rectangle]
Dlaczego byłeś zainteresowany grą w Polsce?
- Chyba nie zaskoczę cię tym, jeśli powiem, że rozmawiałem ze swoimi byłymi kolegami klubowymi. Niektórzy z nich mieli okazję grać w waszym kraju i mówili o nim w samych superlatywach. Opowiadali, że poziom ligi jest naprawdę niezły, a liga sama w sobie dość silna, dlatego nie miałem żadnych obiekcji, co do przenosin do Polski.
Mógłbyś zdradzić z kim konkretnie rozmawiałeś?
- Pewnie, to żadna tajemnica. Najwięcej rozmawiałem z Paulem Grahamem oraz Slavisą Bogavacem. Tak jak wspominałem, zachęcali mnie oni do transferu do Polski, dlatego między innymi dzięki nim tu jestem.
Chyba jesteś w bardzo dobrych kontaktach z Paulem Grahamem. Ostatnio na łamach naszego portalu stwierdził, że jesteś bardzo mądrym graczem, a Czarni zatrudniając ciebie zrobili świetny interes. Zgodzisz się z tym?
- Nie sposób się z tym nie zgodzić (śmiech). Z Paulem znamy się naprawdę długo i jest to mój naprawdę bliski przyjaciel. Jesteśmy w ciągłym kontakcie i rozmawiamy naprawdę często, dlatego cieszę się, że tak powiedział. Zna mnie bardzo dobrze, więc chyba wie co mówi.
Wydajesz się zawodnikiem bardzo otwartym, który szybko łapie kontakt z kolegami z zespołu. Czy te twoje umiejętności interpersonalne będą miały przełożenie na zbudowanie dobrej atmosfery wewnątrz drużyny tutaj w Słupsku?
- Na pewno będą one przydatne. Moim zdaniem zbudowanie odpowiedniej chemii w drużynie jest połową sukcesu. W przeszłości grałem również w zespołach, gdzie zawodnicy nie dogadywali się i to niestety później przekładało się na boisko. Mam jednak nadzieję, że w Słupsku tak nie będzie. Od samego początku staram się łapać kontakt ze wszystkimi i dawać przykład właściwej postawy.
Wspomniałeś o dawaniu przykładu, a trzeba podkreślić, że jesteś jednym z najstarszych zawodników w tej drużynie. W jakimś sensie będziesz musiał być mentorem dla tych młodszych od siebie kolegów.
- Zgadza się. Jednak świetnie odnajduje się w takiej roli. Naprawdę dobrze mi z tym, kiedy mogę podzielić się swoim doświadczeniem z innymi graczami, którzy nie mieli szansy zdobyć go tak dużo, jak ja. Od samego początku rzuca mi się w oczy, że chłopaki z drużyny są naprawdę inteligentnymi gośćmi, dlatego nasza współpraca na pewno będzie owocna. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu będę mógł dawać im przykład.
Czy to, że słupski klub nie gra w europejskich pucharach nie zniechęcało cię nieco do transferu? W ostatnim sezonie byłeś jednym z najlepszych zawodników w rozgrywkach EuroChallenge.
- Nie mogę powiedzieć, żeby był to problem. Owszem ostatni sezon w Rumunii, jeżeli chodzi o grę w EuroChallenge był dla nas bardzo udany, ale poczułem, że transfer do Polski pomoże mi podnieść jeszcze swoje umiejętności, nawet kosztem gry w pucharach. Wiedziałem, że przejście do Czarnych da mi szansę rozwoju, a to było dla mnie kluczowe przy wyborze nowego pracodawcy.
Porozmawiajmy może trochę o twojej roli w zespole. Rozmawiałeś już o niej z trenerem? Czego od ciebie oczekuje?
- Muszę ci powiedzieć, że do takiej rozmowy jeszcze nie doszło. Widać, że na razie trener skupia się na wdrożeniu swojej filozofii gry do naszego zespołu, więc pewnie jeszcze trochę czasu minie, zanim dojdzie do takiej rozmowy. Jednak to mnie zupełnie nie martwi.
To w takim razie zapytam inaczej. Jak ty widzisz swoją rolę w Enerdze Czarnych Słupsk?
- Mam nadzieję, że będzie ona podobna do takiej, jaką mam co roku. Konkretnie mówiąc chce być zawodnikiem, który może wykreować siebie, ale również lepiej ustawionych partnerów z zespołu. Koszykówka to gra zespołowa i nigdy nie można o tym zapominać.
Odkąd Czarni rozpoczęli poszukiwania zawodnika na twoją pozycję mówiło się, że ma on być liderem zespołu. Wybór padł na twoją osobę, dlatego nie mogę nie zapytać cię o to, jak radzisz sobie z presją?
- Dla mnie nie ma czegoś takiego jak presja. Gram w koszykówkę od 5 roku życia i chyba widziałem już w tej grze wszystko. Z każdym kolejnym rokiem chce po prostu znowu wyjść na parkiet, rozwinąć swoje umiejętności i grać najlepiej jak tylko potrafię. Wszystko, co poza tym nie ma większego znaczenia. Jestem przecież zawodowcem.
Czyli rozumiem, że w ostatnich sekundach meczu nie boisz się wziąć piłki do rąk i zadecydować o jego losach?
- No co ty, właśnie na takie momenty czekam (śmiech). Wiem jednak, że także Will Franklin potrafi to robić i to naprawdę dobrze. Pewnie zapytasz skąd to wiem? W ostatnim sezonie w Rumunii trafił game winnera przeciwko mojemu zespołowi. Nie wspominam tego zbyt miło (śmiech).
Czy dwóch zawodników mogących zadecydować o losach spotkania to nie jest jakiś problem? Będziecie potrafili się dogadać?
- Pewnie, że tak. Dla mnie naprawdę nie ma żadnego znaczenia, kto odda ten ostatni rzut. Najważniejsze jest, żeby znalazł on drogę do kosza. Zarówno ja, jak i Will mamy odpowiednią mentalność, dlatego zawsze przedkładamy dobro zespołu, nad dobro własne.
W takim razie posiadanie dwóch takich graczy to twoim zdaniem zaleta?
- Jak najbardziej. Zresztą poza nami dwoma jest jeszcze kilku innych zawodników, którzy na pewno także potrafią radzić sobie w takich sytuacjach.
No właśnie, inni zawodnicy. Jesteś po pierwszych dniach z nowymi kolegami, jak i po pierwszych treningach. Możesz coś o nich powiedzieć?
- To naprawdę fajni goście. Od samego początku złapaliśmy dobry kontakt i widać, że tak jak mi zależy im na osiągnięciu jak najlepszych wyników. Pracujemy bardzo ciężko, dwa razy dziennie, ale wiemy, że jeżeli odpowiednio ciężko przepracujemy ten okres, to będziemy zbierać tego owoce już od samego początku sezonu. Im bliżej pierwszego meczu o punkty, tym nasza dyspozycja powinna być coraz wyższa.
Na koniec zadam ci pytanie zupełnie oderwane od nasze rozmowy. Co lubi robić Kyle Shiloh w wolnym czasie?
- Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem (śmiech). Przede wszystkim, jeżeli tylko mogę to spędzam czas z moja ukochaną rodziną, bo to moim zdaniem powinno być najważniejsze w życiu każdego człowieka. Prowadzę również akademię koszykarską w Kalifornii dla dzieci w wieku od 4 do 18 lat, co pochłania większą część mojego wolnego czasu.