Phoenix od samego początku nadawało ton wydarzeniom na parkiecie. Do składu powrócił Steve Nash, który pauzował jeden mecz z powodu bójki w spotkaniu z Houston Rockets. Kanadyjski rozgrywający wraz z Amare Stoudemirem szybko wyprowadzili Suns na prowadzenie. 12 punktów dołożył także Shaquille O’Neal, który udział w tym spotkaniu zakończył już na drugiej kwarcie. W jej połowie sfaulował bowiem Rodney’a Stuckey, po czym obrońca Tłoków niebezpiecznie upadł na parkiet. Sędziowie nie mieli wątpliwości i wyrzucili O’Neala z gry. - Prawa fizyki mówią, że jak dwa obiekty spotkają się w powietrzu, to ten mniejszy spada z dużo większą siłą. Nigdy nie byłem typem gracza, który chce kogoś wyeliminować - tłumaczył gracz Phoenix. Incydent ten nie wybił z rytmu gospodarzy, grających w drugiej połowie równie skutecznie. Sytuację próbował ratować duet Hamilton - Iverson, lecz szybko kolejnymi punktami odpowiadał solenizant Stoudemire. Dzięki tej wygranej koszykarze z Arizony są pierwszym zespołem na Zachodzie, który ma na swoim koncie osiem zwycięstw.
Po pięciu kolejnych porażkach przełamali się w końcu gracze Dallas Mavericks. Nie mogło być jednak inaczej, ponieważ Dirk Nowitzki rozegrał najlepsze spotkanie w sezonie. Niemiecki skrzydłowy zapisał na swoim koncie 39 punktów oraz 15 zbiórek, będąc katem nowojorczyków szczególnie w dogrywce. W niej gospodarze zdobyli ledwo 2 punkty, podczas gdy koszykarze z Teksasu aż 12. Idealnym uzupełnieniem Nowitzkiego był Josh Howard, autor 31 punktów i 14 zbiórek. Spotkanie niemal przez cały czas przebiegało pod dyktando Knicks, którzy prowadzili różnicą nawet 15 punktów. Kluczowa okazała się jednak czwarta kwarta i seria 19:2 w wykonaniu Mavs. W przypadku przegranej Dallas zanotowałoby najgorszy start w NBA od dekady.
Tak słabego meczu w wykonaniu Dwighta Howarda nie oglądaliśmy już dawno. Lider Orlando Magic zdobył zaledwie 4 punkty (wszystkie z linii rzutów wolnych), notując 6 przewinień w zaledwie 25 minut spędzonych na parkiecie. - To po prostu nie był mój dzień - mówił zdenerwowany Howard. Ekipa z Florydy udowodniła jednak, ze potrafi wygrywać nawet bez swojego lidera. Ciężar zdobywania punktów na swoje barki wzięli pozostali zawodnicy z pierwszej piątki. Rashard Lewis i Mickael Pietrus punktowali z dystansu, dzięki czemu Rysie z Charlotte miało dużo problemów z utrzymywaniem korzystnego wyniku. W ich szeregach brylował Gerald Wallace, lecz brakowało dodatkowego wsparcia dla skrzydłowego Bobcats. Dla podopiecznych Stana Van Gundy’ego była to trzecia kolejna wygrana (wszystkie na wyjeździe) i siódme zwycięstwo w ostatnich ośmiu grach. Niestety Marcin Gortat znów oglądał poczynania swoich kolegów z ławki rezerwowych.
Toronto Raptors - Miami Heat 107:96
(C. Bosh 27, W. Solomon 15 (11 as), K. Humphries 14 - D. Wade 29, D. Cook 16, M. Beasley 13)
Charlotte Bobcats - Orlando Magic 85:90
(G. Wallace 19, R. Felton 14, A. Morrison 14 - H. Turkoglu 20, M. Pietrus 18, R. Lewis 17)
New York Knicks - Dallas Mavericks 114:124 po dogrywce
(Z. Randolph 27 (18 zb), Q. Richardson 17, C. Duhon 16 (12 as) - D. Nowitzki 39 (15 zb), J. Howard 31 (14 zb), J. Terry 20)
Phoenix Suns - Detroit Pistons 104:86
(A. Stoudemire 29 (11 zb), S. Nash 17, B. Diaw 13 - R. Hamilton 19, R. Stukcey 12, R. Wallace 11)
Denver Nuggets - Minnesota Timberwolves 90:84
(C. Billups 26, C. Anthony 14 (12 zb), J.R. Smith 14 - A. Jefferson 20 (14 zb), R. Foye 18, R. Gomes 12)
Sacramento Kings - San Antonio Spurs 88:90
(J. Salmons 31, B. Udrih 16, Q. Douby 12 - M. Finley 21, T. Duncan 20 (10 zb), R. Mason 18)