W mojej rodzinie każdy ma trzy wybory - wywiad z Brandonem Brownem, graczem Anwilu Włocławek

O swoim dorastaniu w Nowym Orleanie, które nie jest miejscem wyjętym z idylli, a także o sportowej karierze i decyzjach, które podjął opowiada Brandon Brown, skrzydłowy Anwilu Włocławek.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Brandon Brown koszykarzem. Gdzie i kiedy zaczyna się ta historia?

Brandon Brown: Mamy aż tak dużo czasu? W porządku. Miałem sześć lub siedem lat, to były wczesne lata 90-te, gdy Michael Jordan wygrywał wszystko jak chciał i co chciał. W mojej rodzinie od lat było bardzo konkretne podejście do tego, co trzeba robić w dorosłym życiu. Każdy z nas wybierał między trzema rzeczami: zostać policjantem, pójść do wojska lub grać w koszykówkę. Można więc powiedzieć, że ja wybrałem tę najłatwiejszą drogę. Kochałem koszykówkę od małego, a gdy zdałem sobie sprawę, że ona może mi dać w przyszłości pieniądze, to decyzja była właściwie podjęta. Ponadto, nie chciałem zostać policjantem, bo to za duże ryzyko. Choć szczerze mówiąc - marzyłem o FBI. Zbyt mocno jednak kocham siebie, by tak ryzykować (śmiech). Dlatego zostałem trzecim członkiem rodziny, po mojej ciotce i moim dalszym kuzynie, którzy wybrali grę zawodową.
Mały Brandon Brown myślał o NBA? O tym, by znaleźć się w tym wybitnym gronie 450 najlepszych zawodników świata?

- Tych miejsc kiedyś było jeszcze mniej, bo klubów było mniej. Dodatkowo, mnie nigdy nie interesowało odgrywanie marginalnej roli. Mam tylko być w NBA i jednocześnie przez cały sezon przy moim nazwisko ma być wyrażenie "not active"? To nie dla mnie.

Wychowywałem się w Nowym Orleanie. Widziałem wiele złego. Na własne oczy, wielokrotnie, patrzyłem jak giną ludzie. Idzie sobie człowiek po ulicy, nagle pada strzał, koniec... Byłem dzieckiem, ale już wtedy wiedziałem, że nie chcę tutaj przeżyć całego życia. Mieszkaliśmy w dzielnicy, która była przeciętna. Nie należała do najgorszych, ale też nie do najlepszych. A mimo to zło, przestępczość i niebezpieczeństwo to słowa, która kojarzą mi się z dzieciństwem. Gdy dzisiaj wracam do Nowego Orleanu latem i widzę moich starych kumpli, bez formy, zapuszczonych, którzy nie wiedzą co ze sobą zrobić, jestem szczęśliwy, że udało mi się wyprowadzić. Mieszkam obecnie w Miami i jest dobrze. Dlatego właśnie, wrócę do twojego pytania o NBA, nie myślałem o tym. Chciałem się wyrwać, a wiedziałem, że pieniądze i bezcenne doświadczenia da mi Europa.

Kiedy zacząłeś myśleć o koszykówce tak zupełnie na poważnie?

- Pewnie w szkole średniej, ale ostateczną decyzję podjąłem gdy już byłem w koledżu. W moim pierwszym sezonie gry notowałem jakieś 27 punktów i 10 zbiórek. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że koszykówka naprawdę może dać mi w przyszłości zarobić i że dziecięce marzenia przestają być tylko marzeniami. Decyzję podjąłem na drugim roku. Statystyki miałem mniej więcej podobne, choć nieco słabsze, bo zmieniłem uczelnię. Wówczas na 100 procent wiedziałem, że chcę grać zawodowo. Moja mama chciała jednak, żebym ukończył studia, bo w mojej rodzinie nie ma zbyt wielu ludzi z wyższym wykształceniem.
Brandon Brown w dynamicznym wejściu na kosz. Źródło: Piotr Kieplin Brandon Brown w dynamicznym wejściu na kosz. Źródło: Piotr Kieplin
Ale ty opuściłeś szkołę po trzech latach edukacji...

- Niestety. Dzisiaj tego żałuję. Powinienem skończyć szkołę. Ale wtedy myślałem już tylko i wyłącznie kategoriami zarabiania pieniędzy. Wiedziałem, że w Europie, po tak dobrych występach, muszę dostać pracę. Miałem już córkę, zaczęłyby się poważne wydatki. Dlatego uznałem, że przerywam edukację. Jakiś czas temu zdecydowałem jednak, że na pewno ją kiedyś ukończę.

Moja mama zawsze mówiła, że okno na świat jest na tyle mocno uchylone, na ile masz możliwości wyboru. Gdy już ukończę szkołę, to okno nigdy się nie zamknie. Cokolwiek by się działo, mój dyplom będzie ze mną. Zostało mi jeszcze tylko kilka miesięcy pracy, ostatni rok i wcześniej lub później, ale ukończę moje studia.

Koszykówka, mówisz, dała ci pieniądze. Ale mówisz też, że koszykówkę kochasz ponad wszystko. Jak ważny jest sport w twoim życiu?

- Koszykówka nie jest ważna w moim życiu. Koszykówka to życie... Nie wiem gdzie byłbym teraz bez niej. Być może pracowałbym od dziewiątej do piątej po południu, albo by mnie nie było. Niemniej wiem, że kiedyś przyjdzie moment, w którym trzeba będzie powiedzieć "stop ". Jestem jednak na to przygotowany. W Stanach Zjednoczonych prowadzę swój mały biznes, mam mały pub, a także planuję włączyć się w realizację pomysłów mojej młodszej siostry. Ona wybrała wojsko, ale bardzo chce zajmować się dziećmi z domu dziecka. Chce stworzyć dla nich program "lepszego jutra", znajdować dla nich rodziny zastępcze, przenosić ich w bezpieczniejsze miejsca, po prostu troszczyć się o nie. I ja jej chcę w tym pomóc.

Z tego obrazu, który budujesz podczas tej rozmowy, wynika, że co do wyjazdu od Europy byłeś przekonany na 100 procent i nigdy nie przyszło ci do głowy, by to zmienić.

- Oczywiście. Uznałem, że skoro nie ma dla mnie miejsca w USA, to wybieram inny skrawek ziemi i będę chciał wyjąć z niego tyle pozytywnych rzeczy, tyle pozytywnych doświadczeń, ile tylko się da. Zobacz... Podpisujesz kontrakt, kupują ci bilet lotniczy, przyjeżdżają po ciebie na lotnisko, troszczą się o ciebie, a ty masz grać tylko w koszykówkę. Nic więcej. Po tym, co przeżyłem jako dziecko, traktuję to wszystko jak błogosławieństwo, zaufaj mi. 10, 15 lat temu nigdy nie wyobrażałbym, że będę siedział w Polsce, obserwował piękne dziewczyny, rozmawiał z tobą o koszykówce i jadł pyszny obiad. To wszystko jest pozytywne. To jest inne od tego, co poznałem jako dziecko.

Jak oceniasz transfer Brandona Browna do Anwilu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×