Nie wpadło - rozmowa z Damirem Miljkoviciem, rzucającym PGE Turowa

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

PGE Turów przegrał w czwartek po raz pierwszy w obecnym sezonie na własnym parkiecie. Zdobywcą zgorzeleckiej twierdzy okazał się Anwil Włocławek i nie pomogło nawet 25 punktów zdobytych przez Damira Miljkovicia.

Damian Chodkiewicz: Dlaczego ten rzut nie znalazł się w koszu? Zadrżała ręka przy nerwowej końcówce?

Damir Miljkovic: Pierwsza połowa była katastrofalna w naszym wykonaniu. Dopiero w drugiej zagraliśmy tak, jak powinniśmy byli czynić to od samego początku, czyli agresywnie zarówno w obronie, jak i w ataku oraz bardziej skoncentrowani. Przy okazji ostatniego rzutu byłej niepilnowany i miałem czystą pozycję. Oddałem rzut, ale piłka nie wpadła do kosza... Myślę, że musimy zagrać całe czterdzieści minut tak, jak zagraliśmy drugie dwadzieścia.

Kolejny raz schodzicie do szatni z ogromną stratą do rywala i musicie gonić. Przecież to tylko utrudnia grę...

- To prawda, ale Anwil jest mocną drużyną. Nie mogę powiedzieć, że włocławianie nas zaskoczyli, bo tak nie było, lecz po prostu to my zawiedliśmy. Do przerwy graliśmy bardzo słabo i byliśmy zdekoncentrowani w obronie oraz ataku. Dopiero po zmianie stron udało nam się powrócić na właściwy tor i zagraliśmy tak, jak powinniśmy. Wtedy grało nam się o wiele łatwiej, a Anwil zdobył wówczas zaledwie dwadzieścia dziewięć punktów - kolejno czternaście i piętnaście, więc pokazaliśmy siłę, jaką posiadamy.

Wyszliście na prowadzenie, ale później przez dwie minuty traciliście tylko punkty. Pościg za rywalem tak Was zmęczył?

- Kiedy gra się tak ciężkie spotkania, które w ciągu chwili przegrać, za każdym razem starasz się robić małe kroczki, aby cokolwiek osiągnąć, jak chociażby prowadzenie różnicą pięciu, czy sześciu punktów. Prowadząc już tą różnicą dochodzisz do wniosku, że grasz za dużo sercem, a za mało głową. W meczu z Anwilem wykonaliśmy kilka szybkich i zwariowanych rzutów i mieliśmy o te kilka strat za dużo.

Prowadząc 65:64 mogliście postawić kropkę na i, ale jak sam Pan mówi, pojawiły się straty pod koszem rywali.

- Taka jest koszykówka i taki jest sport, więc nigdy nie ma się pewności, czy się wygra, czy przegra i że pojawiają się lepsze oraz gorsze momenty. Przed nami jeszcze miliony rzutów, zbiórek i strat, więc nie będziemy płakać po tej przegranej. Będziemy trzymać głowę wysoko i z podniesionym czołem podejdziemy do każdego kolejnego meczu. Wygramy!

Damir Miljkovic i Donald Copeland to chyba za mało, aby pokonać Anwil...

- Myślę, że to nie jest tak. Mamy w swoich szeregach wielu zawodników, którzy zdobywają punkty i wspierają każdego z nas. To wcale nie jest tak, że tylko Donald i ja punktujemy. Na boisku pojawił się Gorjan Radonjic, który pokazał się z dobrej strony i dorzucił siedem bardzo ważnych punktów. Nie zagrał niestety Alex Harris, który jest chory i być może zabrakło właśnie kilku jego celnych rzutów. Potrzebujemy tych graczy, którzy wchodząc z ławki dodadzą nam punkty. Każdy powinien być realistą i cieszyć się koszykówką, a wówczas będzie doskonale.

Czeka was ciężki tydzień. Porażka z Anwilem, a teraz czas na Górnik, Bamberg i zaskakującą Polonię...

- Jesteśmy przygotowani na tak ostre tempo, a poza tym cały czas przygotowujemy się na bieżąco do każdego kolejnego meczu. Wierzę, że damy radę i odniesiemy trzy zwycięstwa, ale na razie przygotowujemy się na sobotnią potyczkę z Górnikiem. Te trzy ciężkie mecze w ciągu tych kilku nie są dla nas aż tak ogromnym wyzwaniem. Koszykówka to nasza praca i każdy musi dawać z siebie wszystko, by grać. Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni (śmiech)!

Źródło artykułu:
Komentarze (0)