Gwiazdy od kuchni: Blake Griffin

- Nikt nigdy nie ugryzł mnie na boisku, ani ja nikogo nie użarłem - mówi rozbawiony Blake Griffin, będący siłą napędową Los Angeles Clippers. - Widziałem wybryk Luisa Suareza i pękałem ze śmiechu.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski

Po wpisaniu w wyszukiwarkę Google'a imienia i nazwiska najlepszego koszykarza mniej popularnej w świecie ekipy z "Miasta Aniołów", w wynikach operacji pojawia się wiele odnośników do grup dyskusyjnych, gdzie często pada pytanie: "Blake Griffin jest czarny, czy biały?". Sam zainteresowany zdaje sobie sprawę z tego, że nieczęsto ma się do czynienia z zawodnikami, którzy wyglądają jak białoskórzy, cechując się przy tym sprawnością Afroamerykanów. - Spotykam się z tym pytaniem częściej niż ktokolwiek inny - opowiada z uśmiechem na ustach. - Kiedy ludzie czują się przy mnie komfortowo, zawsze zagadują: "to jakie jest twoje pochodzenie etniczne?". Cóż, mój tata jest czarny. Mama natomiast jest biała. Z połączenia tych mocy powstałem ja.

Zgodnie z ostatnim spisem powszechnym aż siedem milionów obywateli USA deklaruje swoje pochodzenie etniczne jako wielorasowe. To ogromna liczba zważywszy na to, że "mieszane" związki jeszcze pięćdziesiąt lat temu w niektórych stanach były nielegalne. Prawo zmieniło się dopiero w 1967 roku, lecz jeszcze sporo czasu upłynęło, zanim pary ludzi o różnym kolorze skóry zaczęły być powszechnie akceptowane. Ba, w niektórych regionach do dziś jest z tym wielki problem. Tommy i Gail poznali się na początku lat osiemdziesiątych, pracując w liceum Classen High School w Oklahoma City. On był trenerem koszykówki, a ona opiekowała się zespołem czirliderek. - To była dość międzynarodowa szkoła - wspomina Gail. - Mieliśmy pierwszych wietnamskich uczniów w Oklahomie, a także Hiszpanów oraz Indian. Pojawiały się sporadyczne komentarze odnośnie naszego związku, ale tak naprawdę nie mieliśmy żadnych problemów. Nigdy nie doszło do jakiejkolwiek konfrontacji, co w tamtych czasach było naprawdę niesamowite. Tommy miał swoją receptę na przetrwanie, a jego wybranka starała się go naśladować. - Po prostu trzeba być ponad tym - mówi mężczyzna. - Opinie innych ważne są tylko dla tych, którzy ich słuchają. Jeśli nie zwraca się na nie uwagi, wtedy nie trzeba zaprzątać sobie nimi głowy.

Tommy i Gail w końcu się pobrali, a owocami ich miłości jest dwóch rosłych facetów: urodzony 16 marca 1989 roku Blake Griffin oraz jego o niecałe trzy lata starszy brat - Taylor. Choć to młodszy z rodzeństwa robi dziś oszałamiającą karierę na parkietach NBA, nie wiadomo jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie ciągła rywalizacja ze starszym. Tommy często zabierał chłopców ze sobą na treningi licealnego zespołu koszykówki. Malcy po zakończeniu zajęć zawsze brali piłki w ręce i próbowali swoich sił na parkiecie. Będąc jeszcze we wczesnym wieku szkolnym, podkradli pewnego razu materace gimnastyczne, przeciągnęli je na boisko i zaczęli wykonywać różne akrobacje. - W końcu urządziliśmy sobie konkurs. Wszystko zawsze kończyło się w ten sposób - opowiada Taylor. - Skakaliśmy z trybun na te materace. W powietrzu robiliśmy ewolucje niczym kaskaderzy. Wreszcie zaczęliśmy rywalizować, kto zeskoczy z większej wysokości. Doszliśmy do około trzech metrów, po czym przekonałem Blake'a do wykonania próby, która nie mogła się udać. Po prostu jako starszy brat robiłem sobie z niego jaja, a on skoczył i... złamał rękę.

Tamta sytuacja sprzed lat doskonale obrazuje charakter dorosłego już Blake'a Griffina, który jest zdania, że spróbować pokonać swoje słabości i skończyć z kontuzją jest lepiej niż poddać się bez walki ze świadomością, iż w sprzyjających okolicznościach cel był możliwy do osiągnięcia. - Dla mnie to coś jak bycie najlepszym - mówi. - Nie mam pojęcia, czy to stresujące znaleźć się na samym szczycie, ale wiem, iż nie chcę być jednym z wielu lub po prostu dobrym graczem. Pragnę być najlepszy i wiem, że muszę zrobić wszystko, żeby tak się stało.

Życie młodszego z braci Griffinów to niekończące się współzawodnictwo. - Od momentu, w którym Blake uświadomił sobie, że ma starszego brata, ciągle chciał robić to samo co on, tylko lepiej - opowiada Gail. Chłopcy rywalizowali we wszystkim: nauce, koszykówce, piłce nożnej, a nawet... pracach domowych. Blake pragnął szybciej od brata wynosić śmieci czy zmywać naczynia, a Taylor wcale nie zamierzał ustępować młodszemu. Ciągła rywalizacja malców prowadziła do wielu zabawnych sytuacji. Mecze jeden na jednego w basket czasami przeradzały się w... walki zapaśnicze. - "Czasami" to tutaj zbyt delikatne słowo - twierdzi Tommy. - Oni obaj są bardzo konkurencyjni, więc musiałem pełnić rolę arbitra. Jeśli bym nie sędziował, mielibyśmy sporo problemów.

Dużo czasu upłynęło, zanim Blake zdołał pokonać starszego brata w koszykówkę. Stało się to dopiero w połowie nauki w liceum Oklahoma Christian w Edmond, gdzie zamieszkiwali Griffinowie. Wówczas najmłodszy z nich skupiony był już tylko na baskecie, odstawiając piłkę nożną oraz futbol amerykański na boczny tor. Zaczął pracować nad muskulaturą oraz stosować odpowiednią dla sportowców dietę. Rodzice starali się go w tym wszystkim wspierać z całych sił. Gail gotowała mu specjalne posiłki, składające się z chudego mięsa, warzyw, owoców oraz produktów bogatych w proteiny. Chłopak godzinami potrafił również przesiadywać w sali gimnastycznej, ćwicząc rzuty do kosza. - Wszystko przychodziło mu z niesamowitą łatwością, niezależnie od sportu, za który się brał - opowiada Tommy. - Bóg obdarzył go niesamowitym talentem, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy postanowił w pełni skupić się na koszykówce, zaczęliśmy więcej od niego wymagać. On był na wszystko otwarty i kochał wyzwania. Uwielbiał działać pod presją.

Wielu gwiazdorów NBA wychowywało się w patologicznych lub ubogich rodzinach, ale w przypadku Blake'a Griffina było zupełnie inaczej. Gail oraz Tommy to bardzo świadomi rodzice, którzy wiedzieli jak pokierować swoimi dziećmi, żeby te wyrosły na odpowiedzialnych oraz inteligentnych ludzi. Gdy kobieta uznała, że system publicznego szkolnictwa w USA podąża w złym kierunku, rzuciła posadę nauczycielki i postanowiła uczyć swoje pociechy w domu aż do osiągnięcia przez nie wieku licealnego. Ojciec rodziny dbał natomiast o sprawność fizyczną chłopaków i miał jedną, żelazną zasadę. - Kiedy coś zaczynaliśmy, musieliśmy to skończyć - wspomina Blake. - Nie mogliśmy rzucić tego w kąt niezależnie od tego, co to było. Ja na przykład brałem lekcje gry na perkusji. Pograłem trochę i chciałem przestać, ale on kazał mi wytrwać do samego końca. Kiedy natomiast grałem w piłkę nożną, chciałem skończyć z tym w połowie rozgrywek. Tata nakazał mi jednak dokończyć sezon.

Wbrew pozorom, Tommy nie należał do tyranów. Po prostu starał się wpoić swoim synom, że nie zawsze powinno się iść po linii najmniejszego oporu. - Łatwo jest od tak z czegoś zrezygnować - mówi. - Nie ma nic złego w porzuceniu czegoś, jeśli robiło się to z pełnym zaangażowaniem, a po skończeniu uznało, iż nie ma się ochoty na więcej. Ale jeśli coś się zaczyna, należy to skończyć. Kiedy Gail zrezygnowała z posady w szkole, Griffinowie otworzyli rodzinny biznes, polegający na produkcji trofeów sportowych. Większość prac wykonywali rodzice, lecz dzieciaki musiały im pomagać po chociaż kilka godzin tygodniowo. Blake i Taylor jak zwykle obracali wszystko we współzawodnictwo, wobec czego rywalizowali, który szybciej skończy swoją robotę.
Blake Griffin Blake Griffin
Gdy przyszło do wyboru szkoły średniej, Blake nie miał zbyt wiele do powiedzenia i powędrował do tej samej placówki, w której uczył się jego brat - Oklahoma Christian School. Trenerem tamtejszej drużyny koszykówki był ojciec chłopców, a Saints szybko stali się najlepszym teamem w regionie. W pierwszym sezonie z Griffinami w składzie ekipa Świętych wypracowała bilans 29-0, sięgając po mistrzostwo stanu. Rok później Saints zakończyli zmagania z wynikiem 24-2 i obronili tytuł, a Blake zaczął wyrastać na poważnego zawodnika. Notował średnio 13,6 punktu i załapał się w poczet najlepszych zawodników w okolicy. Od rozgrywek 2005/06 młodszy z Griffinów musiał radzić sobie w pojedynkę, gdyż starszy zakończył naukę w liceum i przeniósł się University of Oklahoma. Właśnie wtedy Blake stał się prawdziwym atletą, a jego gra coraz bardziej opierała się na fizyczności. Święci osiągnęli bilans 27-1, a syn Tommy'ego oraz Gail zapisywał na swoim koncie 21,7 "oczka", 12,5 zbiórki i 4,9 asysty, stając się liderem swojego zespołu, który po raz trzeci z rzędu okazał się najlepszy w stanie. Finałową potyczkę przeciwko Washington High School Blake zakończył z dorobkiem 22 "oczek", 9 zebranych piłek oraz 6 bloków, prowadząc Saints do triumfu 57:40. Za swoje fenomenalne statystyki został graczem roku w Oklahomie oraz załapał się do pierwszej piątki stanu. Poprzez fantastyczne dokonania zwrócił na siebie uwagę Johna Capela - trenera University of Oklahoma Sooners, gdzie szanowanym zawodnikiem był już Taylor. Coacha zachwyciła niesamowita energia, jaką Blake wkładał w grę. Twierdził, że można by nią obdzielić co najmniej kilku chłopaków.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×