Zrealizowane marzenie - pomeczowy wywiad z Patrickiem Okaforem, silnym skrzydłowym Atlasa Stali Ostrów Wielkopolski

Przed meczem z Atlasem Stalą Ostrów Wielkopolski, koszykarze Anwilu Włocławek liczyli na przedłużenie serii do pięciu zwycięstw z rzędu. Podopieczni Andrzeja Kowalczyka okazali się jednak zbyt silni, wygrywając 89:75. Jednym z bohaterów spotkania był eks-gracz Anwilu, Patrick Okafor. Nigeryjczyk zdominował grę pod tablicami rzucając 18 punktów i notując 7 zbiórek. O przebiegu spotkania wypowiedział się specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.

Podobno nawet jak gra się świetnie spotkanie, nie można być z siebie w pełni zadowolonym, bo zawsze jest coś co można było wykonać lepiej. Czuje się pan szczęśliwy i spełniony po spotkaniu z Anwilem?

Patrick Okafor: Powiem więcej - ekstremalnie szczęśliwy! Jak wiadomo ten mecz nie od początku układał się po naszej myśli, lecz druga połowa była już bardzo udana i z tego się bardzo cieszę. Że potrafiliśmy wrócić do gry, a i ja również dołożyłem swoją cegiełkę do zwycięstwa. Nie wiem czy można było wykonać coś lepiej, teraz skupiam się już na następnym meczu.

Rzucił pan 18 punktów, zebrał 7 piłek, prezentując się o wiele lepiej niż podkoszowi koszykarze Anwilu. Czuje się pan lepszy od nich?

- Nie, na pewno nie. Ja po prostu zagrałem lepsze zawody od nich, trafiałem większość rzutów. Ogólnie grało mi się bardzo dobrze w całym meczu, od początku czułem, że mogę zakończyć ten mecz na wysokim poziomie.

Właśnie. Skąd u pana takie osiągnięcia indywidualne w tym sezonie i tak duży wpływ na grę swojego zespołu? Rok temu wyglądał pan na gracza zagubionego, który nie potrafi odnaleźć się na parkiecie…

- Cóż, różnica jest jedna i bardzo prosta - w tym sezonie gram, tzn. wychodzę na parkiet i spędzam na nim wiele czasu. Występując w Anwilu zdecydowanie więcej siedziałem na ławce, a gdy pojawiałem się na boisku, były to kilkuminutowe epizody. Żeby dobrze zagrać potrzebna jest ciągłość, bo wtedy zawodnik czuje się pewniej.

Czyli więc można traktować pański występ jako swego rodzaju zemstę za nieudany czas we Włocławku?

- Zemsta to zbyt duże słowo. Jeśli już to rewanż byłby lepszym. Zemsty dokonuje ten, kto żywi do kogoś jakąś głęboką urazę. Ja nie wspominam, co prawda, gry we Włocławku pozytywnie, to jednak do samego klubu nie mam żalu. Ale nie będę ukrywał, że bardzo chciałem pokazać się z jak najlepszej strony i jestem dumny z tego, że tak to wszystko się potoczyło.

Kiedy rozmawialiśmy zaraz po tym, jak podpisał pan kontrakt ze Stalą, stwierdził pan, że marzy o pokonaniu włocławian w Hali Mistrzów…

- A tak, rzeczywiście, pamiętam to (śmiech). Wiadomo, marzenia mamy te większe, jak i te mniejsze. To było jedno z tych mniejszych, ale bardzo chciałem, by się zrealizowało.

Najlepszym koszykarzem meczu był Alan Daniels, również były zawodnik Anwilu, z którym razem graliście rok temu we Włocławku. Rozmawialiście jakoś specjalnie na temat spotkania przeciwko byłej drużynie?

- Wiesz, teraz obaj gramy w Ostrowie i najważniejsze jest dla nas to, by to Atlas wygrywał. Do każdego pojedynku podchodzimy tak samo skoncentrowani i nastawienie na zwycięstwo. Wiadomo jednak, że jak grasz przeciwko swojemu byłemu zespołowi, zawsze, nawet podświadomie, starasz się wypaść lepiej. Zarówno ja, jak i Alan, chcieliśmy pokazać nasze umiejętności.

Czy pamięta pan ile pańska drużyna zdobyła punktów we Włocławku?

- 89.

Zgadza się. A czy wie pan, że takiego wyniku w Hali Mistrzów nie osiągnął żaden ligowiec przez prawie trzy lata? Ostatnia tak wysoka zdobycz ekipy przyjezdnej miała miejsce w 23 grudnia 2005 roku. Wówczas Unia Tarnów uzyskała 91 oczek…

- Naprawdę? Nie wiedziałem o tym. Tym bardziej więc moja radość jest większa. Co mogę więcej dodać - zagraliśmy świetny mecz i wygraliśmy zasłużenie.

To teraz kolejne pytanie odnośnie statystyk. Ile z 89 punktów zespołu rzucił tercet Okafor - Daniels - Nikola Jovanović oraz w jakim stopniu graczom pierwszopiątkowym pomogli koszykarze rezerwowi?

- Ile dokładnie to nie wiem. Wiem, że Alan miał prawie 40 oczek, ale ile rzucił Nikola nie mam pojęcia. Nie wiem również ile rzucili zmiennicy. A czemu pytasz?

Dlatego, że pan do spółki z Danielsem i Jovanoviciem zdobył aż 79 oczek z 89 zespołu, zaś zmiennicy nie trafili żadnego kosza… To chyba dość dziwna sytuacja i nie świadcząca dobrze o drużynie?

- Rzeczywiście, statystyki są zadziwiające. Ale myślę, że nie ma co przykładać do niech większej uwagi. To raczej incydentalna okoliczność, która nieprędko się powtórzy (śmiech). Przecież w kolejnym spotkaniu ja mogę zagrać na zero, a ktoś z ławki rzuci kilkadziesiąt punktów.

Co zatem, oprócz strzeleckiej dyspozycji wyżej wymienionego tercetu, było kluczem do odniesienia wygranej?

- Kluczowa była nasza motywacja z jaką wyszliśmy na drugą połowę spotkania. Stwierdziliśmy że bez dobrej obrony możemy zapomnieć o wygranej w tym spotkaniu. Także, myślę że decydującym czynnikiem było nasze nastawienie, które przełożyło się na dobrą obronę po zmianie stron.

Czy trener Andrzej Kowalczyk powiedział wam coś specjalnego w przerwie? Skąd taka nagła zmiana w nastawieniu i takie zaangażowanie w drugiej połowie? Czy po tak fatalnej pierwszej części spotkania można było mieć jeszcze nadzieję na odmianę przebiegu meczu?

- Jak widać - trzeba było mieć (śmiech). Na poważnie mówiąc jednak - nic konkretnego nie padło w przerwie. My od początku byliśmy bardzo zmotywowani i żądni zwycięstwa, tyle tylko, że Anwil grał bardzo mądrze. Mądrzej od nas. Staraliśmy się jak tylko mogliśmy, lecz zawsze byli o krok lepsi. Na szczęście po zmianie to nam zaczęło sprzyjać szczęście.

Źródło artykułu: