Powrót w nienajlepszym stylu?

Słabe wyniki zespołu, który nie dysponuje wcale małym budżetem i niska frekwencja podczas spotkań we własnej hali – tak w skrócie można jak na razie podsumować powrót basketu na najwyższym poziomie do stolicy Wielkopolski. Ostatnie spotkania pokazują, że koszykówka nie cieszy zbyt dużym zainteresowaniem w Poznaniu. Podopieczni Eugeniusza Kijewskiego rozgrywają mecze niemal przy pustych trybunach.

W tym artykule dowiesz się o:

Przed początkiem sezonu w Poznaniu zbudowano bardzo ciekawy zespół, który bez problemu miał znaleźć się w najlepszej ósemce Polskiej Ligi Koszykówki. Tymczasem początek rozgrywek w wykonaniu zawodników PBG Basketu należy uznać za spory falstart. Poznańscy koszykarze grali bardzo słabo i przegrywali z teoretycznie słabszymi drużynami, które dysponują w tym sezonie znacznie mniejszym budżetem. - Chciałbym, żebyśmy przede wszystkim grali dobrze i pewnie awansowali do fazy playoff. Myślę, że jesteśmy w stanie uplasować się w okolicach piątej lub szóstej pozycji. Przy odrobinie szczęścia możemy powalczyć nawet o pierwszą czwórkę. Moim zdaniem na początek taki wynik byłby czymś wspaniałym - mówił u progu tego sezonu Wojciech Szawarski.

Poza wynikami sportowymi poznański klub ma jednak inny problem. Od początku tego sezonu poznańska Arena świeci pustkami. Na ostatnim meczu z Basketem Kwidzyn w hali przy ulicy Reymonta na trybunach zasiadło około 800 osób, co nie jest na pewno oszałamiającym wynikiem. Z pewnością spory wpływ na taką frekwencję mają nienajlepsze wyniki zespołu. Z drugiej jednak strony można dojść do wniosku, że brak koszykówki na najwyższym poziomie w ostatnich kilkunastu latach jest bardzo widoczny w stolicy Wielkopolski. - Koszykówka była popularna w dużych miastach i mam nadzieję, że tak pozostanie. W Poznaniu już dawno nie było najwyższej klasy rozgrywkowej. W tym przypadku mówimy o kilkunastu dobrych latach. Być może ludzie troszkę zapomnieli o tym sporcie. Mam jednak wielką nadzieję, że sobie szybko przypomną i będą przychodzili nas dopingować. Wiadomo, że przy wsparciu własnej publiczności gra się zdecydowanie łatwiej - mówi Adam Wójcik, który dołączył nieco później do drużyny PBG Basketu Poznań.

Niewiele wskazuje na to, że obecna sytuacja może ulec zmianie w najbliższej przyszłości. Nie pomagają w tym przede wszystkim wyniki zespołu, który mimo powrotu do gry kontuzjowanych zawodników spisuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Z drugiej jednak strony należy zauważyć, że na inauguracyjnym pojedynku z Turowem Zgorzelec pojawiło się 1700 kibiców. Ten mecz pokazuje, że poznaniacy są skłonni pojawić się w znacznie większym gronie w Arenie. Być może klubowi z Poznania brakuje pomysłu, a dokładniej właściwej strategii marketingowej? - Nie do końca wypełniona Arena na pewno nam nie pomaga, ale z drugiej strony należy powiedzieć, że nie stanowi to żadnej przeszkody. Myślę, że kiedy zaczniemy wygrywać kibice zaczną przychodzić na nasze mecze. Przecież mogło być znacznie gorzej. Ludzie mogli w ogóle nie pojawiać się na naszych spotkaniach, a tymczasem jest inaczej - uważa środkowy PBG Basketu, Rafał Bigus. Jednemu z najlepszych polskich centrów pozostaje tylko pozazdrościć optymistycznego spojrzenia na całą sytuację.

Pojawia się poważne pytanie, na ile frekwencja w poznańskiej Arenie spowodowana jest nienajlepszymi wynikami zespołu, a jaki wpływ na całą sytuację mają działania marketingowe klubu. Jedno jest pewne - żadna drużyna nie może istnieć bez kibiców. To przecież dla nich organizowane są widowiska na najwyższym poziomie. Poznańscy działacze będą musieli zmierzyć się z trudnym zadaniem, jakim na pewno przy obecnej dyspozycji drużyny będzie przyciągnięcie na mecze większej rzeszy fanów.

Komentarze (0)