Marcin Gortat przez kilka lat gry za oceanem wypracował sobie pewną pozycję w najlepszej lidze koszykówki. Polak jest jednym z najważniejszych elementów w składzie Washington Wizards i podobnie jak w zeszłym roku, jako jeden z najstarszych graczy, daje całej grupie mnóstwo pozytywnej energii.
- Po prostu jestem kim jestem. Taki mam charakter, lubię się wygłupiać. Zawsze staram się być pozytywnie nastawiony do otoczenia. W końcu jestem koszykarzem i zarabiam dużo pieniędzy. Nie mogę narzekać Nie mogę płakać, że mam dwugodzinne, czy trzygodzinne treningi, a potem trzeba grać przed 20 tysięczną publicznością. Mogło być dużo gorzej - powiedział.
[ad=rectangle]
Center wierzy w siebie, zdaje sobie sprawę, jak wielką pracę wykonał zanim dotarł do momentu, w którym jest teraz. - Niestety, jako 57. numer draftu nie mogłem wymagać zbyt dużo. Po prostu trzeba próbować zrobić coś na własną rękę - dodał.
Rok temu Gortat trafił do Waszyngtonu tuż przed startem rozgrywek. Teraz trener Randy Wittman ma go do dyspozycji od początku fazy preseason i bardzo docenia ten fakt. - To spora różnica. Marcin bardzo szybko się uczy, jest inteligentnym koszykarzem. Bardzo pomocne jest dla nas to, że mamy go od pierwszego dnia obozu.
Łodzianin narzekał nieco na problemy z barkiem, które przylgnęły do niego jeszcze podczas rywalizacji w play-offach. - Z każdym dniem czuje się coraz lepiej. Teraz muszę po prostu odnaleźć rytm w grze - przyznał.