Czas na prawdę i zmiany - rozmowa z Romanem Ludwiczukiem

Mimo, że minęły prawie 4 lata odkąd Roman Ludwiczuk nie jest już prezesem PZKosz to w końcu postanowił wyłożyć karty na stół. W rozmowie ujawnia między innymi bilanse finansowe za lata 2006-2010.

Mateusz Zborowski
Mateusz Zborowski

Mateusz Zborowski: Wie pan, że to nie będzie łatwa rozmowa?

Roman Ludwiczuk: Spodziewam się, że ta rozmowa do łatwych należeć nie będzie, ale w życiu nie zawsze jest kolorowo.

Zacznijmy w takim razie od spraw bieżących. Bachański, Sęczkowski, Zieliński. A gdzie Roman Ludwiczuk?

- Roman Ludwiczuk swoje w koszykówce jak na razie zrobił. Oczywiście jestem do dyspozycji każdego z tych trzech panów w zależności od tego, kto wygra wybory. Roman Ludwiczuk nie chce też być kontrkandydatem dla Grzegorza Bachańskiego uznając to, co powiedział parę miesięcy temu, że jak się pojawi kandydat, który może wyprowadzić związek na prostą, może dać dużo doświadczenia i kontaktów, to on się wycofa. Więc skoro pojawił się taki kandydat na horyzoncie to oczekuję, że Grzegorz Bachański zachowa się tak jak zapowiadał.

Kogo ma pan na myśli mówiąc pojawił się taki kandydat?

- Dla mnie zarówno Maciej Zieliński jak i Przemysław Sęczkowski są takimi kandydatami.
Co jeżeli pan Bachański stwierdzi, że jednak ma coś jeszcze do zrobienia w polskiej koszykówce?

- Kolejny raz w takim razie pokaże co warte są jego słowa i deklaracje.

Nie ma pan takiego poczucia wewnętrznego rozbicia? Z jednej strony faktycznie silna konkurencja, ale z drugiej czy ten pana charakter nie kazał jeszcze iść do przodu?

- Myślę, że jeszcze wszystko przed nami. Roman Ludwiczuk będzie funkcjonował w koszykówce. Takie przynajmniej mam plany. To jest dyscyplina sportu, którą bez wątpienia kocham i której poświęciłem mnóstwo czasu i energii. Nadal jest dla mnie bardzo ważna i nie ma znaczenia z jakiego poziomu i stanowiska będę mógł tej dyscyplinie pomagać.

Koszykarski okrągły stół - propozycja Sęczkowskiego i Zielińskiego trzeba przyznać, że na pewno ciekawa, ale z drugiej strony pojawiły się głosy, że zamiast łączyć dzieli środowisko koszykarskie. Takie wrażenie można odnieść po zapoznaniu się z listem otwartym Grzegorza Bachańskiego.

- Nie wiem na czym ma polegać to dzielenie. Niewątpliwie największym partnerem Polskiego Związku Koszykówki jest Ministerstwo Sportu i Turystyki. Trzeba być otwartym na dialog, a taka rozmowa na pewno jest potrzebna. Nie można ciągle słuchać, ze Ministerstwo "nie dopieszcza" PZKosza. Warto przed podjęciem decyzji o wyborze nowego prezesa wiedzieć na czym związek stoi. Ja myślę, że pan minister Andrzej Biernat, który jest wielkim fanem koszykówki, bardzo chętnie weźmie udział w takiej dyskusji. Koszykówka jest dyscypliną popularną i na pewno jest bardzo ważna dla Ministerstwa. Natomiast dochodzą informacje, że wysokości dofinansowań nie są na takim poziomie jakiego życzyłby sobie związek, więc warto usiąść do stołu i wyjaśnić pewne kwestie. Być może taka debata da pewien obraz nie tylko Ministerstwu, ale i działaczom koszykarskim zwłaszcza tym, którzy zostali zaproszeni. Mam tutaj na myśli między innymi Prezesów Okręgowych Związków Koszykówki.

Grzegorzowi Bachańskiemu brakuje przy tym okrągłym stole przedstawicieli klubów sportowych, ponieważ to one są według niego najważniejszym elementem w procesie szkolenia.

- Grzegorz Bachański niejednokrotnie używa stwierdzeń, że takim okrągłym stołem są walne zebrania sprawozdawcze w związku. Powiada, że inicjatywa dzieli środowisko, bo nie ma klubów sportowych, ale może warto przypomnieć panu Bachańskiemu, że to on był inicjatorem zmiany statutu PZKosz, który wyeliminował z tego okrągłego stołu kluby pierwszoligowe. Tych drużyn zarówno w lidze męskiej jak i żeńskiej jest bardzo dużo. W związku z powyższym ten głos został ucięty przez pana prezesa. Rozumiem, że tych delegatów było bardzo dużo, bo na zebraniach pojawiało się ponad 200 osób, ale wtedy można było dyskutować. I właśnie większą część delegatów stanowili przedstawiciele klubów i dlatego stwierdzenia, że brakuje klubów sportowych wyglądają śmiesznie na tle faktów.

A jak pan skomentuje zapytanie Grzegorza Bachańskiego o doświadczenie pozostałej dwójki kandydatów?

- To zapytanie pana Bachańskiego mnie trochę "zamurowało", bo nie chce mi się wierzyć, żeby pan Bachański doświadczenia kontrkandydatów nie znał i nie doceniał. Najchętniej odesłałbym prezesa PZKosz na portal Wikipedia.pl, ale krótko powiem Maciej Zieliński - zawodnik, reprezentant Polski, prezes sekcji koszykówki WKS Śląsk Wrocław, który w ciągu ostatnich czterech lat odbudował klub od II ligi do Ekstraklasy. Przemysław Sęczkowski - od 2008 roku prezes koszykarskiego klubu Asseco Gdynia, w tym czasie wybierany na menadżera roku w Eurolidze. Człowiek, który w ostatnich latach postawił na młodzież i polskich koszykarzy. Znakomity menadżer i wiceprezes zarządu jednej z największych firm w Polsce jaką jest Asseco Poland. Na tle tych doświadczeń blado wypada doświadczenie sportowo-zawodowe pana Grzegorza Bachańskiego. Poza sędziowaniem i to daleko idącym od poziomu jaki prezentowali między innymi Wiesław Zych, Krzysztof Koralewski czy Zbigniew Szpilewski to w karierze zawodowej związanej tylko i wyłącznie z działalnością w związku raczej tych dokonań za wiele nie ma patrząc na lata 2000-2006 i obecne zarządzanie związkiem.

"Ok", mały flashback do 2011 roku. Grzegorz Bachański wygrywa wybory po czym stwierdza: "Ludwiczuk pozostawił po sobie złą sytuację finansową. PZKosz jest zadłużony. Opowieści o nadwyżkach i zyskach są wyssane z palca" - słowa obecnego prezesa po wyborach, po których objął władzę. Jak to w końcu było? Cały czas przewija się te magiczne 9 milionów długu, o których przypomina obecny prezes. Może czas w końcu zmierzyć się z faktami?

- W 2011 roku było 3,2 miliona, innym razem 9 milionów, a na Komisji Sportu, na której obecny był Grzegorz Bachański pojawiła się nawet kwota 14 milionów. Mogę to delikatnie nazwać "nieprawdą". Musielibyśmy się cofnąć do 2000 roku. Ja wiem, że to szmat czasu, bo aż 14 lat, ale może to pozwoli kibicom i czytelnikom spojrzeć wiarygodnie na to co się działo i przypomnieć pewne fakty Grzegorzowi Bachańskiemu. W 2000 roku reprezentowałem na forum PZKosz kluby pierwszoligowe i dostałem propozycję wejścia do zarządu, do którego zresztą zostałem wybrany. W tamtym czasie poznałem Grzegorza Bachańskiego. Nie miałem okazji spotykać się wcześniej z Grzegorzem z racji takiej, że Górnik Wałbrzych, klub w którym pełniłem rolę prezesa grał w ligach niższych niż te, które sędziował pan Bachański. W 2000 roku schedę w PZKosz po profesorze Kajetanie Hądzelku przejął pan Marek Pałus i z tego co pamiętam PZKosz miał w kasie 500 tysięcy na plusie i nie miał żadnych zobowiązań. Pan Grzegorz Bachański swoją zawodową karierę związał tylko z PZKosz. Od 1993 roku pracuje nieprzerwanie w związku, a od roku 2000 pełnił funkcję dyrektora biura PZKosz, a później był Sekretarzem Generalnym i łączył tą pracę z sędziowaniem, co wiązało się z dużymi nieobecnościami o czym często mówiliśmy na posiedzeniach Zarządu. Marek Pałus przez pewien okres swojej kadencji pełnił funkcję prezesa społecznie. I to właśnie Grzegorz Bachański miał wpływ na to jak wyglądał PZKosz. To pod koniec 2005 roku między innymi właśnie pan Bachański przyszedł do mnie i powiedział, że trzeba podziękować panu Pałusowi, bo w związku źle się dzieje, po 5 latach współzarządzania przez Bachańskiego! Po rezygnacji ówczesnego prezesa jak policzyliśmy finanse, to związek miał ponad 7 mln długu. To tylko kwota, którą PZKosz miał wobec różnych partnerów od biura olimpijskiego przez federacje aż po dostawców sprzętu i hotele. I to nie były jedyne zobowiązania. Czekała nas zapłata 3 mln euro za prawo organizacji ME w roku 2009 oraz koszt organizacji tego turnieju. Więc używając metodologii i sposobu liczenia Grzegorza Bachańskiego mogę powiedzieć, że przejmowałem związek w 2006 roku z następującym zadłużeniem: 7 mln w kasie, 3 mln euro wobec FIBA oraz około 25 milionów z tytułu organizacji ME, to tak na szybko licząc daje nam ponad 40 mln. To był stan posiadania PZKosz w kwietniu 2006 roku. Za każdy rok mojej prezesury były przeprowadzane bilanse finansowe. I tak:
- w 2006 zamknęliśmy rok kwotą plus 3 514 885 PLN,
- w 2007 kwotą plus 445 608 PLN,
- w 2008 kwotą minus 1 507 221, ale strata wiązała się z dużymi kosztami poniesionymi z tytułu organizacji ME,
- w 2009 kwotą plus 4 252 750,
- w 2010 minus 3 270 115, według wyliczeń obecnego prezesa, ale przyjmuje tą kwotę z zaznaczeniem, że w tej kwocie była częściowa opłata wniesiona do FIBA z tytułu organizacji ME kobiet plus organizacja przygotowań reprezentacji kobiet do ME 2011 a był to rząd wysokości ponad 600 tysięcy oraz wszystkich kadr młodzieżowych, które były realizowane według zapotrzebowania składanego według trenerów tychże kadr. Warto również wspomnieć koszty związane z organizacją ME kobiet 2011 takich jak losowanie w Łodzi, losowanie grup młodzieżowych w Krakowie oraz wysokie koszty zgrupowań reprezentacji męskiej w Łodzi w ramach promocji ME kobiet 2011.

Sumując  te wszystkie kwoty za czasów mojej kadencji w latach 2006-2010 bilans finansowy PZKosz wynosi 3 435 907 PLN na plusie. Mogę w tym miejscu tylko sarkastycznie powiedzieć: Przepraszam Grzegorzu, że nie spłaciłem za Ciebie wszystkich długów.

Słyszeliśmy również o tym po co nam były te ME kobiet 2011, że jest to niepotrzebna impreza, że generuje tylko bezsensowne koszty. Ja mogę przypomnieć, że kończąc kadencję PZKosz miał przygotowane 3 umowy z miastami na kwotę 9,5 mln. I ta kwota praktycznie w 80 procentach zamykała koszty organizacji tej imprezy. Co się działo później to już nie biorę za to odpowiedzialności. Ja mogę powiedzieć, że ME 2009 zamknęliśmy kwotą plus 4 miliony. Jak było w 2011? Na to pytanie musi już sobie odpowiedzieć pan Bachański, ale jak sobie przypominam jego słowa to chciał tylko wygrać z Romanem Ludwiczukiem.

A słowa Grzegorza Bachańskiego, że w 2011 roku PZKosz przypominał "Powstanie Warszawskie"? Czy to nie za mocne słowa?

- Te porównanie na pewno jest bardzo niefortunne. Grzegorz Bachański jest znany z krasomówstwa jak i ze składania różnych obietnic. Dokładnie pamiętam jak w roku 2011 mówił, że w przeciągu 2-3 miesięcy pojawią się nowi sponsorzy. Jak zwykle nic z tego nie wyszło. Cóż ja mogę powiedzieć? Jeżeli człowiek, w tym wypadku "filozof i znakomity znawca koszykówki i menadżer" – uważa, że jedynym argumentem jest to, że zastał związek zadłużony to musi sobie przypomnieć, że zastał związek oddłużony o prawie 60 procent tego, co zostawili po sobie .

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×