Natalia Kołodziej: Czym się różni gra w Łańcucie od gry w rzeszowskiej Resovii?
Bartosz Dubiel: - Zdecydowanie zależy to od trenera. W Łańcucie jest inny szkoleniowiec, inna filozofia gry. Plusy i minusy to nie mi oceniać. Na pewno też inne towarzystwo, inne miasto. Generalnie gra mi się inaczej. Nie lepiej, czy gorzej. Jest po prostu inna atmosfera. W tamtym sezonie nie byłem osobą, na barki której była kładziona siła drużyny - natomiast teraz mam bardziej odpowiedzialną role. Mamy młody, wyrównany skład. Wszyscy są na tym samym poziomie. W Resovii ciężko mi było konkurować z Piotrem Misiem czy Michałem Baranem. Teraz jest zupełnie inaczej.
Sokół to ekipa budowana praktycznie od podstaw...
- Dokładnie. Dlatego jest troszeczkę chaosu, jak można zauważyć. Cały czas się zgrywamy, poznajemy na boisku, cały czas próbujemy ujednolicić grę. Myślę, że wszystko idzie ku dobremu.
Co się stało z grą drużyny w Białymstoku w meczu z Żubrami? Potrafiliście prowadzić 13:2, a nagle na tablicy wyników pojawia się remis 13:13 i Sokół znów nie odnosi zwycięstwa...
- Jak zwykle przestój w drużynie, głupie błędy, brak doświadczenia. Co do sędziowania to zawsze gospodarze są bardziej uprzywilejowani. Graliśmy przez trzydzieści minut dobry mecz. Dziesięć minut zagraliśmy kiepsko.
W czasie meczu z Big Starem Tychy w pewnym momencie nie wróciły wspomnienia z Białegostoku?
- W Białymstoku siedziałem na ławce rezerwowych - inaczej postrzegałem to, co działo się na boisku. W spotkaniu z Tychami grałem od pierwszych minut , wynik prawie ten sam, ale... To jest właśnie nasz mankament, że za bardzo sennie podchodzimy do meczu i budzimy się dopiero w późniejszych minutach. Dobrze, że w końcu obudziliśmy się i jakoś ta gra zaskoczyła.
Wygraliście dopiero po drugiej dogrywce, jednak jest to chyba w pełni zasłużona wiktoria?
- Zwycięstwo nad liderem - taka wygrana zdecydowanie jeszcze bardziej cieszy.
Zwycięstwo nad drużyną można by powiedzieć "wielkiego" Łukasza Pacochy...
- Łukasz to mój bardzo dobry kolega, ale na boisku jak doskonale wiemy, nie ma kolegów. Chcieliśmy go wyeliminować, bo każdy wie, że jest to bardzo dobry gracz i potrafi sam wygrać spotkanie. Prawie mu się to udało, bo w końcówce grał bardzo dobrze - jednak czegoś zabrakło na szczęście.
Spodziewałeś się aż tak ciężkiego meczu?
- Spodziewałem się wygranego meczu. Chcieliśmy wygrać. Po takich emocjach, jakie były, odpowiedź brzmi nie - tak ciężkiego meczu się nie spodziewałem. Myśleliśmy, że będzie inaczej, ale scenariusz był dla kibiców bardzo dobry. Cieszy wygrana i to najważniejsze.
Zdobyłeś w spotkaniu z podopiecznymi Bogdana Służałka 25 punktów. Chyba to o czymś świadczy?
- Chciałem się pokazać z jak najlepszej strony, bo ostatnio nie grałem zbyt dużo. Przed spotkaniem trener przekazał mi informację, że tym razem dostanę szansę dłuższej gry. Chciałem żeby wyszło jak najlepiej. Myślę, że nie było źle, ale zawsze może być lepiej.
Porozmawiajmy o najbliższym meczu - tym razem z Siarką Tarnobrzeg. Zagrasz przeciwko Michałowi Baranowi, Piotrowi Misiowi...
- Również przeciwko innym kolegom z Resovii. Będzie ciężko, ale się nie poddamy. Wyjdziemy zmotywowani i gotowi na walkę przez cale spotkanie tak jak w meczu z Big Starem jednak oby takiego wyniku w pierwszej kwarcie nie było. Postaramy się to zrobić dla kibiców, którzy są rewelacyjni. Nie było tego w Rzeszowie. Jak wychodziliśmy w poprzednim sezonie na mecz derbowy w Rzeszowie cała hala skandowała "Sokół Łańcut". Była garstka kibiców z Łańcuta, ale zdecydowanie przygłuszali tych, którzy przyszli dopingować Resovię.
Rodzi się tu zasadnicze pytanie, co sądzisz o kibicach w Łańcucie?
- Wszystko absolutnie na ich plus. Prawie zawsze pełna hala, doping jest zdecydowanie przyjazny i pomaga wyzwolić coś dodatkowego z siebie na meczu. W najważniejszych momentach jak trzeba pomóc - pomogą. Są szóstym jak nie siódmym zawodnikiem. Myślę, że można powiedzieć, że dzięki nim wygraliśmy z Tychami. Dodali nam sił, wiary we własne umiejętności i końcówka spotkania należała do nas.