Eimantas Bendzius do przerwy w niedzielnym spotkaniu nie wpisał się na listę strzelców. Swoje "małe show" rozpoczął w trzeciej kwarcie. Darius Maskoliunas na drugą połowę desygnował go w pierwszej piątce - Litwin momentalnie trafił za trzy punkty, niwelując straty swojego zespołu. Później Bendzius dorzucił jeszcze jedenaście oczek - kończąc mecz z 14 punktami. Jak gracz wspomina niedzielne spotkanie?
[ad=rectangle]
- Byłem śpiący w pierwszej połowie. Lepiej o niej nie wspominać (śmiech). W drugiej odsłonie wszystko było tak, jak być powinno. Dziękuję moim kolegom za to, że mnie obsługiwali podaniami. Ze strzelcami często jest tak, że potrzebują jednego, dwóch dobrych rzutów i później się otwierają. Ze mną było podobnie w tym meczu - tłumaczy litewski snajper, który z meczu na mecz prezentuje coraz wyższą formę.
Dla Bendziusa jest to pierwszy klub poza granicami własnego kraju i w jego przypadku cały czas możemy mówić o procesie adaptacji do nowych warunków, co zresztą ostatnio podkreślał na naszych łamach trener Maskoliunas.
Do przerwy wszystko idealnie układało się dla słupszczan, którzy ograniczyli ofensywne atuty Trefla i prowadzili 29:21. Jednak w trzeciej kwarcie sprawy zaczęły się wymykać gospodarzom i goście zaczęli stopniowo odrabiać straty.
- W pierwszej połowie faktycznie nie graliśmy najlepiej, ale w drugiej odsłonie znacznie poprawiliśmy swoją grę. W ten sposób chcemy grać - ocenia Bendzius.
Dla Trefla była to już trzecia wygrana z rzędu. Sopocianie po początkowym marazmie wrócili do gry. - To było ciężkie spotkanie dla naszego zespołu. Trener wspominał nam, że drużyna z Sopotu nie wygrała tutaj w poprzednim sezonie ani jednego spotkania. Wiedzieliśmy, że to trudny teren, aczkolwiek w naszych głowach było takie przeświadczenie, że w poprzednie dwa mecze wygraliśmy i to w dobrym stylu. Chcieliśmy kontynuować tę dobrą passę. Cieszymy się, że się udało - zaznacza Bendzius.