Marcin Gortat rozpoczął mecz z Los Angeles Clippers maksymalnie skoncentrowany, w niespełna 6 minut skompletował już 6 punktów, a w jednej z akcji popisał się nawet efektownym wsadem, korzystając z perfekcyjnego podania Paula Pierce'a. Łodzianin nie zwalniał tempa, zablokował rzut Blake'a Griffina i zainicjował kontratak, po którym Bradley Beal wyprowadził Washington Wizards na prowadzenie 17:9. Sielanka skończyła się w momencie, kiedy łodzianin popełnił drugie przewinienie.
[ad=rectangle]
Gracze rezerwowi grali dobrze, a Polak ponownie pojawił się się na parkiecie dopiero w końcówce drugiej partii - wówczas był niewidoczny i bezproduktywny. Mało kto spodziewał się, że 30-latek tak szybko powróci na właściwe tory. Gortat w trzeciej kwarcie grał fenomenalnie, korzystał z dograń drużynowych kolegów i napędzał ofensywę Czarodziei!
Środkowy skompletował w sumie 18 punktów (8/10 z gry, 2/2 z linii rzutów wolnych), 12 zdobywając po zmianie stron. Co warte szczególnego podkreślenia, łodzianin spędził na placu boju zaledwie 22 minuty, w ogóle nie grając w czwartej partii! Były gracz Orlando Magic i Phoenix Suns miał też dwie zbiórki oraz dwa bloki.
Washington Wizards po jednej ze skutecznych akcji Polaka objęli nawet 18-punktowe prowadzenie (75:57), a ich pojedynek z Los Angeles Clippers ostatecznie zakończył się wynikiem 104:96. Koncertową partię rozegrał Bradley Beal, który zapisał na swoim koncie 29 oczek. Double-double złożone z 10 punktów i 11 kluczowych podań miał John Wall.
- On ci tego nie powie, ale znam go na tyle dobrze żeby wiedzieć, że on czekał na to spotkanie, chciał wygrać ten mecz - mówił o rozgrywającym Gortat. - Tu nie rozchodziło się o to, kto zdobędzie więcej punktów, ale o to, kto poprowadzi zespół do zwycięstwa - chwalił Walla łodzianin.
Goście z Hollywood wygrali dziewięć ostatnich meczów, ale w piątek byli wyjątkowo bezradni. Podopieczni Doca Riversa umieścili w koszu zaledwie 6 na 20 oddanych prób zza łuku, zaliczyli tylko 14 drużynowych asyst (28 gospodarzy) i musieli przełknąć gorycz porażki po raz szósty w sezonie.
Chris Paul dwoił się i troił, miał 19 punktów, 7 zbiórek i 6 kluczowych podań, lecz goście nie potrafili znaleźć recepty na rozpędzonych stołecznych. Co ciekawe, zarówno zespół z Miasta Aniołów, jak i Waszyngtonu, legitymuje się w tym momencie bilansem 16-6. Różnica wygląda tak, że LA Clippers plasują się na szóstej lokacie w Konferencji Zachodniej, a trzecie miejsce na Wschodzie zajmują Wizards.
Washington Wizards - Los Angeles Clippers 104:96 (30:21, 27:21, 23:25, 24:29)
(Beal 29, Gortat 18, Humphries 11, Pierce 11 - Paul 19, Griffin 14, Crawford 12)
Cy ktoś nie chce żeby nasz rodak pobił jakieś rekordy?