Po zakontraktowaniu Anthony Milesa wydawało się, że gra Polpharmy ruszy do przodu i starogardzianie przy odrobinie szczęścia pokuszą się o zwycięstwo w Gdyni. Początek meczu wskazywał na to, że taki scenariusz jest możliwy. Polpharma po pierwszej kwarcie prowadziła 19:16. Gra gości wyglądała całkiem przyzwoicie. Trafiali Amerykanie - Jessie Sapp, Tony Meier oraz Evan Ravenel, którzy napędzali grę Kociewskich Diabłów.
[ad=rectangle]
Z biegiem czasu to jednak Asseco zaczęło przejmować kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie, a strefa postawiona przez trenera Tomasza Jankowskiego przestała przynosić efekty. Gospodarze zaczęli trafiać z dystansu, co mocno utrudniło życie starogardzianom. Aż pięcioma trójkami popisał się Sebastian Kowalczyk.
- Niestety otworzyliśmy na dystansie Kowalczyka, który był w świetnej dyspozycji. Tak się zdarza, że zawodnicy nie zawsze pamiętają, gdzie mają stać, gdzie się przesuwać. Ale co zrobić, takie jest życie. Raz jest tak, a raz inaczej - mówił po meczu opiekun Polpharmy Starogard Gdański.
Planem gości na to spotkanie było uniknięcie starcia z Ovidijusem Galdikasem, który sieje postrach w szeregach przeciwników. O ile Evan Ravenel nieźle radził sobie w ataku z litewskim olbrzymem, to w obronie trudno było mu ustać w grze jeden na jeden.
- Zawodnicy dali z siebie prawie wszystko, ale jak to zwykle bywa w takich meczach, zaważyły szczegóły. Mieliśmy założenia, które zafunkcjonowały, ale przede wszystkim zdobyliśmy zbyt mało łatwych punktów. Chodzi o kontrataki, które miały utrudnić ustawianie się defensywy Asseco. Każdy wie, jaką siłą podkoszową dysponuje trener Dedek. Chcieliśmy uniknąć konfrontacji pod obręczą z Galdikasem - zaznaczył Tomasz Jankowski.