Dwyane Wade i Luol Deng zepsuli powrót LeBrona, hit świąt dla LA Clippers

Za nami pięć świątecznych pojedynków. LeBron James powrócił do Miami, ale jego Cleveland Cavaliers ulegli Heat 91:101. W szlagierowym starciu Los Angeles Clippers pokonali Golden State Warriors.

LeBron James spędził w Miami cztery lata swojej kariery, zdobył dwa tytuły mistrzowskie, ale w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia 2014 roku wrócił na Florydę, reprezentując barwy Cleveland Cavaliers. Choć lokalni sympatycy koszykówki sprawili mu ciepłe przyjęcie, skrzydłowy z Akron nie miał tego dnia łatwego życia. Zadbali o to starzy koledzy, a w szczególności Dwyane Wade, który poprowadził Miami Heat do zaskakującego triumfu nad faworyzowanymi Kawalerzystami. 
[ad=rectangle]
LBJ latem zamienił South Beach na Ohio, lecz jego przyjaźń z Flashem przetrwała. Przed rozpoczęciem świątecznego meczu obaj emocjonalnie się przywitali, uścisnęli i na pewno życzyli wszystkiego dobrego. Wcześniej, w środę wspólnie zasiedli nawet do wigilijnego stołu.

W oczach bukmacherów zdecydowanymi faworytami wyjątkowego starcia byli Cavaliers LeBrona - w praktyce już na początku do głosu doszli miejscowi. Dwyane Wade grał jak natchniony, do przerwy zdobył 24 punkty, najwięcej w tym sezonie w przeciągu dwóch pierwszych kwart, a trzykrotni mistrzowie NBA przewodzili nad przyjezdnymi i to w stosunku 62:49.

Przerwa zadziałała na korzyść Kawalerzystów, którzy po zmianie stron wyszli naładowani pozytywną energią. Podopieczni Davida Blatta w końcówce trzeciej partii zaliczyli run 7:0 i doprowadzili do wyniku 71:73. To wszystko bez Jamesa na parkiecie, który udał się do szatni, chwilę po tym jak był zmuszony ratować się przed zdarzeniem z widownią przeskakując pierwszy rząd. Gdy wydawało się, że goście pewnym krokiem zmierzają ku końcowemu sukcesowi, znów dali o sobie znać Wade i Luol Deng.

Heat w mgnieniu oka odzyskali kontrolę i na niewiele ponad 4 minuty przed końcem prowadzili nawet 90:81. Cavaliers zdobyli wówczas 6 punktów z rzędu, ale chwilę później kluczowym trafieniem zza łuku popisał się Danny Granger. Ten sam gracz niespełna półtorej minuty przed końcową syreną przypieczętował triumf gospodarzy, wyprowadzając Heat na prowadzenie 97:87.

Nie był to pierwszy mecz LeBrona w Miami w barwach Cavaliers w historii, ale pierwszy tak wyjątkowy z wiadomych powodów. Pierwszy numer draftu 2003 marzył o wspaniałym występie przeciwko swojemu byłemu pracodawcy, ale to nie do końca był jego dzień. LBJ zdobył co prawda imponujące 30 punktów, 4 zbiórki i 8 asyst, ale miał też 4 straty oraz umieścił w koszu tylko 2 na 8 oddanych prób zza łuku i zaledwie 10 na 18 z linii rzutów wolnych.

Przyjezdnym z Ohio na nic zdał się też dobry występ Kyriego Irvinga, który wywalczył 25 oczek. - Nie jesteśmy teraz we właściwym miejscu. Wygraliśmy, rozegraliśmy kilka dobrych gier, ale kilka meczów również przegraliśmy - podsumował James. Jego Cavaliers z bilansem 17-11 zajmują obecnie 5. miejsce w Konferencji Wschodniej.

- Ten mecz dla wielu znaczył bardzo dużo - mówił jeden z ojców sukcesu Heat, Luol Deng. Skrzydłowy był tego dnia klasą dla samego siebie. 29-latek wywalczył 25 oczek, 8 zbiórek i 8 asyst, trafiając 11 na 16 oddanych rzutów. Swoją cegiełkę w postaci dziewięciu punktów dodał jeszcze wchodzący z ławki Granger. Warto przypomnieć, że trzykrotni mistrzowie NBA musieli radzić sobie bez zmagającego się z kontuzją Chrisa Bosha.

Flash skompletował w sumie 31 oczek i nawet pomimo tego, że w drugiej połowie zaaplikował rywalom zaledwie 2 celne próby na 12 wykonanych, śmiało można go uznać - obok Denga - za najjaśniejszą postać meczu. Heat wygrali po raz czternasty w rozgrywkach, ale dopiero szósty na domowym parkiecie.

31 punktów Wade'a pomogło Heat ograć Cavaliers
31 punktów Wade'a pomogło Heat ograć Cavaliers

Obyło się bez sensacji i choć Los Angeles Lakers walczyli dzielnie, Chicago Bulls wygrali 113:93. Jeziorowcy, którzy grali bez Kobe'go Bryanta, umieścili w koszu tylko 36 na 92 oddane rzuty z pola. Goście z Hollywood gorzej radzili sobie również w walce podkoszowej, gdzie Byki zebrały o aż 18 piłek więcej.

Kto zapewnił miejscowym z United Center 20. sukces w trwającej kampanii? 23 punkty i 13 zbiórek miał Pau Gasol, 21 oczek skompletował Jimmy Butler, a 20 Derrick Rose. Dla zespołu z Illinois świąteczne zwycięstwo jest już piątym z rzędu. Podopieczni Toma Thibodeau legitymują się bilansem 20-9 i depczą po piętach trzecim Washington Wizards (20-8).

Co ciekawe, przeciwko swojej byłej drużynie udany występ zaliczył Carlos Boozer. 33-letni weteran zaaplikował Bulls 14 punktów w niewiele ponad 17 minut. Gorsze zawody rozegrali chociażby Nick Young czy Jeremy Lin.

W święta Bożego Narodzenia zwycięstwo odniosła inna drużyna z Miasta Aniołów, a mianowicie Los Angeles Clippers. Podopieczni Doca Riversa zmiażdżyli Golden State Warriors w decydującej fazie meczu, wygrywając czwartą partię 27:16. Fantastycznie spisywał się wówczas Jamal Crawford, który w tamtym fragmencie zdobył 12 ze swoich 24 punktów. - To profesjonalny strzelec - chwalił weterana szkoleniowiec zwycięzców, Doc Rivers.

Bezradni przyjezdni z Oakland chybili aż 22 rzuty zza łuku, popełnili 16 strat i ostatecznie ulegli rywalom 86:100, przegrywając piąty mecz w sezonie. Drużyny z najlepszym bilansem w NBA (23-5) nie uratowali nawet popularni Splash Brothers. Stephen Curry zanotował 9 zbiórek, ale ponadto zagrał poniżej statystyk - miał 14 oczek, 7 asyst i pięć razy zgubił piłkę. 15 punktów skompletował Klay Thompson, który przestrzelił aż 12 prób z gry i 8 za trzy.

Los Angeles Clippers do arcyważnego sukcesu, oprócz Crawforda, poprowadzili jeszcze Chris Paul i Blake Griffin. 29-letni absolwent uczelni Wake Forest zapisał w swoim dorobku 22 punkty, 7 zbiórek, 4 asysty i 3 przechwyty, a 18 oczek, 13 zebranych piłek i 6 kluczowych podań dodał Rookie of the Year z 2011 roku. Zespół z Hollywood zrównał się z Dallas Mavericks. Obie ekipy wygrały 20 na 30 rozegranych meczów. Clippers plasują się na 5. lokacie w Konferencji Zachodniej.

Wyniki:

Miami Heat - Cleveland Cavaliers 101:91 (30:27, 32:22, 15:25, 24:17)
(Wade 31, Deng 25, Andersen 12 - James 30, Irving 25, Love 14)

Chicago Bulls - Los Angeles Lakers 113:93 (27:24, 31:23, 25:30, 30:16)
(Gasol 23, Butler 21, Rose 20 - Johnson 19, Hill 16, Boozer 14)

Los Angeles Clippers - Golden State Warriors 100:86 (18:20, 23:22, 32:28, 27:16)
(Crawford 24, Paul 22, Griffin 18 - Thompson 15, Curry 14, Barnes 12)

Komentarze (12)
sonac
26.12.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Obaj zawodnicy są świetni w ogóle cała ta otoczka NBA jest masakryczna. 
avatar
TOKI1234
26.12.2014
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
avatar
heat_rays_fan
26.12.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szkoda ze Miami nie gra z taka determinacja jak wczoraj w kazdym meczu...wade i deng swietnie, oby tak dalej. Wade pokazuje ze jeszcze zyje i moza grac na wysokim poziomie. Swietne przywitanie Czytaj całość
avatar
MaroNBA
26.12.2014
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Pamietacie jak w 2010 roku w Cleveland palili koszulki, wyklinali LBJ ze poszedl tam po kase, tytul? Czyste buraki, w Miami prosze, owacje na stojaco, serdeczne przywitanie, pewnie sa tam tacy Czytaj całość
avatar
jaet
26.12.2014
Zgłoś do moderacji
7
0
Odpowiedz
Nie pajacuj. Poczytaj co o grze Bryanta mieli ostatnio do powiedzenia jego koledzy z drużyny (i to nie jeden, a trzech). Oni to widzą podobnie, a Boozer stwierdził nawet, że skoro Kobe przeskoc Czytaj całość