Tylko trzy zwycięstwa w czternastu spotkaniach, to bardzo kiepski dorobek punktowy tarnobrzeskich koszykarzy. W Toruniu podopieczni Zbigniewa Pyszniaka również nie zachwycili, a dobre wrażenie pozostawili po sobie jedynie Amerykanie. Na dodatek w zespole doszło do serii kontuzji i słaba rotacja jeszcze bardziej demobilizująco wpływa na drużynę Jeziora, która tym samym raczej na dłużej osiadła na samym dnie tabeli.
[ad=rectangle]
W sobotę w Toruniu tarnobrzeżanie doznali już kolejnej porażki. Tym razem ulegli Polskiemu Cukrowi 61:78. - Na przełomie trzeciej i czwartej kwarty był moment zbliżenia do rywala, ale potem zawodnicy gospodarzy byli o dwie sekundy znacznie szybsi i dynamiczniejsi od moich podopiecznych. Mocno przegraliśmy też rywalizację na deskach i to była główna przyczyna tej porażki - ocenił Pyszniak.
Sam trener Zbigniew Pyszniak taki stan rzeczy stara się tłumaczyć serią kontuzji w swojej ekipie. - W pierwszej meczu w 2015 roku zagraliśmy w ataku zdecydowanie słabiej niż w ostatnich siedmiu, ośmiu spotkaniach. Wynikiem tego jest słaba rotacja z powodu kontuzji dwójki zawodników, czyli Kevina Wysockiego oraz Kacpra Młynarskiego. Gramy właściwie szóstką lub siódemką koszykarzy i szczególnie to widać w trzeciej kwarcie, gdzie rywale mocno od nas odskakują - powiedział Pyszniak.
Mimo to opiekun Jeziora Tarnobrzeg nie ma zbyt wielu pretensji do swoich zawodników za wysoką porażkę w Toruniu. - Krzysztof Sulima na tablicach robił z nami, co chciał. Nie mam pretensji jednak do swoich zawodników, bo każdy włożył w ten mecz tyle umiejętności, ile mógł. Teraz trzeba będzie się zastanowić, jak w tych koszykarzach odnowić dynamikę i szybkość, gdyż tutaj mamy największe braki. Na tą chwilę jesteśmy wolniejsi od rywali - zakończył szkoleniowiec Jeziora.