Konrad Wysocki: Czułem jakby 15 sekund trwało z 20 minut
– Lubię taką grę, gdzie obie strony siebie prowokują, ale niekoniecznie lubię, gdy rywal uderza mnie w ręce bez przyczyny w 39. minucie meczu - mówi Konrad Wysocki po zwycięstwie nad Polskim Cukrem.
Znajdujący luki w ataku, a do tego pracujący mocno w defensywie, Wysocki miał 16 punktów (5/6 z gry), sześć zbiórek, trzy asysty, dwa przechwyty i tylko jedną stratę. Pod koniec spotkania był jednak tak zmęczony, że gdy jego koledzy stawali raz po raz na linii rzutów wolnych, on siadał na połowie parkietu i naciągał sobie mięśnie.
- Łapały mnie skurcze, byłem bardzo, bardzo zmęczony. Grałem praktycznie bez zmiany, ale tak trzeba było grać. To był dla nas ważny mecz, a końcówka okazała się wyczerpująca. Te 15 sekund trwało chyba z 20 minut, choć trzeba zwrócić uwagę, że sami sobie utrudniliśmy zadanie - dodaje Wysocki i trudno się z nim nie zgodzić. Anwil prowadził 78:74, ale w końcówce meczu popełniał nieprzemyślane straty i faulował albo przy zbiórce (m.in. właśnie Wysocki) albo poza grą (techniczny Chase'a Simona za dwukrotne upomnienie przez sędziego ze względu na utrudnianie wybicia piłki przez gości).- Błędy popełniliśmy, to bez dwóch zdań. Mój faul przy zbiórce, techniczny Chase'a. Ten mój faul to taki w ferworze walki, był i nie był, ale sędziowie uznali, że tak, gwizdnęli i trzeba się z tym zgodzić. Dobrze jednak, że udało nam się obronić ostatnią akcję. Takie zwycięstwa scalają zespół. To pierwszy mecz w rundzie rewanżowej i o ile sezon zaczęliśmy bardzo słabo, o tyle teraz jest czas by to naprawić - tłumaczy skrzydłowy Anwilu.
Po zakończeniu spotkania nawet trener włocławian, Predrag Krunić, zazwyczaj skąpy jeśli chodzi o indywidualne pochwały, stwierdził, że Wysocki był cichym bohaterem meczu. Tym bardziej, że raz po raz musiał radzić sobie z prowokującym Marcinem Sroką. Za jedno nieczyste zagranie skrzydłowy Polskiego Cukru otrzymał nawet przewinienie techniczne, za to "upiekło" mu się w końcówce spotkania, gdy sędziowie nie użyli gwizdków tuż po tym, jak Sroka uderzył w ręce Wysockiego w momencie, gdy piłka była martwa.
- Lubię taką grę, gdzie obie strony siebie prowokują, lubię podszczypywanie, szarpanie, ale niekoniecznie lubię, gdy rywal uderza mnie w ręce bez przyczyny w 39. minucie meczu, gdy już mnie wszystko boli i gdy łapią mnie skurcze. Znam jednak Marcina parę lat, wiemy jak on gra i jaki jest na parkiecie. Ja jednak osobiście z nim żadnego problemu nie mam - kończy zawodnik Anwilu.