Największym problemem filigranowego koszykarza jest w tym sezonie bardzo słaba skuteczność. 27-letni Amerykanin zdobywa co prawda średnio 13,3 oczka na mecz, ale potrzebuje to tego aż ponad 12 rzutów z gry. Jego skuteczność zwłaszcza za trzy punkty pozostawia wiele do życzenia, bo jak na zawodnika obwodowego wynosi zaledwie 27 procent. Mierzący 168 cm rozgrywający nadrabia dobrym kreowaniem gry. Co mecz notuje ponad pięć asyst i w tym elemencie należy do ścisłej czołówki ligi.
[ad=rectangle]
Josh Miller największe braki ma jednak w obronie. Ostatnie starcia z beniaminkami z Torunia i Kutna, oraz z Rosą Radom pokazały, że zawodnik wyraźnie złapał dołek. Co prawda z Polfarmexem zagrał przyzwoicie, ale cień na jego grę kładzie fatalnie rozegrana ostatnia akcja, która zdecydowała o porażce. Wydaje się, że obniżka formy wynika nie tylko ze zmęczenia i aspektów czysto sportowych.
- On wie, o co mamy do niego pretensje. Wie, że musi się zmienić i zacząć dobrze trenować. Powinien wrócić do tej formy, jaką miał 2-3 tygodnie temu. Dostał takie małe jak to się mówi ostrzeżenie. Może nie ultimatum, ale ostrzeżenie. Ma poza boiskiem, ale też na treningach przykładać się do obowiązków i wtedy na pewno wróci do dobrej dyspozycji - tłumaczy całą sytuację trener Zbigniew Pyszniak.
W starciu z Polpharmą zawodnik zagrał przyzwoicie w ataku, ale znów zabrakło odpowiedniego podejścia i ambicji w obronie. Dość powiedzieć, że Jezioro Tarnobrzeg odrobiło sporą stratę, gdy na parkiecie był młody Dawid Morawiec. Popularny w Tarnobrzegu Cookie po powrocie na parkiet zagrał znacznie lepiej i przyczynił się do wygranej swojej ekipy 108:105.
- Za jedno go mogę pochwalić. Przed tym meczem z Polpharmą nadzwyczaj dobrze trenował, bo przy jego wzroście nawet po treningu zapakował piłkę do kosza z góry i cały zespół to widział - dodaje opiekun Jeziorowców.
Przed tarnobrzeżanami bardzo ważne mecze i bez dobrej gry Josha Millera ciężko będzie ekipie Jeziora znów wygrać. Starcie z PGE Turowem Zgorzelec powinno być dobrym przetarciem przed bardzo ważnym meczem z Wikaną Startem. - Na siłowni dźwigał po 100 kilogramów. Może się otrzeźwiał? Może w tych następnych spotkaniach będzie grał lepiej? Możliwości ma duże. Powiedzieliśmy mu o tym, że albo-albo. Dostał taki pstryczek w nos, ale nie jest to ultimatum - zaznacza Zbigniew Pyszniak.
Póki co graczowi najbardziej brakuje stabilizacji. Świetne mecze jak ten z Wilkami Morskimi potrafi przeplatać dramatycznymi występami, jak choćby przeciwko Rosie Radom. - My wiemy co i jak się dzieje i on musi sobie z tego zdawać sprawę, że to jest Tarnobrzeg a nie Warszawa - kończy tajemniczo opiekun Jeziorowców.