Anwil bardzo daleko od play-off. "W drugiej połowie graliśmy źle"

Przegrana z Rosą Radom praktycznie wybiła z głów graczom Anwilu Włocławek myśli o play-off. Zawodnicy Predraga Krunicia przegrali drugi mecz w kiepskim stylu i zostali wygwizdani przez własnych fanów.

Po porażce z Asseco Gdynia, Anwil Włocławek musiał pokonać Rosę Radom jeśli nadal miał marzenia o grze w play-off. Po sobotniej porażce wiadomo już, że Rottweilery o stępionych kłach zagrają w najlepszej ósemce tylko wtedy, jeśli wydarzy się cud w postaci zwycięstw nad ścisłą czołówką ligi, przy jednoczesnym szczęśliwym układzie wyników bezpośrednich rywali. Nic nie wskazuje jednak, by takie coś mogło się wydarzyć...
[ad=rectangle]
Anwil przegrał z Rosą w Hali Mistrzów, choć dokładnie w połowie drugiej kwarty prowadził już 38:22 i wydawało się, że spokojnie utrzyma kilkunastopunktową przewagę do przerwy. A po zmianie strony, będzie kontrolował wynik. Jednakże, nic bardziej mylnego - radomianie jeszcze przed przerwą zmniejszyli straty do stanu 36:40, wygrywając ostatnie kilka minut 14:2.

- Dobrze graliśmy do momentu, w którym dobrze broniliśmy - tymi słowami trener Predrag Krunić rozpoczął swoją pomeczową wypowiedź. [i]- Niestety, w połowie drugiej kwarty nasza gra się zacięła. Straciliśmy rytm oraz impet i graliśmy zbyt miękko, co rywale idealnie wykorzystali. I zamiast kilkunastu punktów przewagi do przerwy, mieliśmy tylko cztery. Trochę w tym wszystkim zabrakło nam szczęścia - Greg Surmacz doznał kontuzji, co wywołało lekkie zamieszanie (Anwil przeprowadził zmianę w nieprzepisowy sposób, za co został ukarany faulem technicznym - przyp. M.F.), a Chase Simon ślizgał się po parkiecie, bo miał problem z obuwiem.

Predrag Krunić i jego zawodnicy muszą już liczyć tylko na cud...
Predrag Krunić i jego zawodnicy muszą już liczyć tylko na cud...

[/i]Być może i włocławianom zabrakło szczęścia, ale przede wszystkim zabrakło dwóch innych rzeczy: konsekwencji w grze i zespołowości. W sytuacji, gdy po zmianie stron gra Rosy nabierała tempa i od połowy trzeciej kwarty to goście prowadzili, włocławianie chcieli zmienić losy meczu poprzez indywidualne akcje. Brakowało cierpliwości, pomysłu, a na parkiecie dochodziło do kuriozalnych scen. Za przykładową może posłużyć akcja Seida Hajricia, który próbował zdobyć punkty rzutem z półdystansu, po koźle, mijając rywala do linii końcowej. Takich zagrań kapitana Hala Mistrzów nie widziała chyba dekadę, po raz ostatni obserwując je, gdy Hajrić był jeszcze dynamicznym niskim skrzydłowym.

- O przegranej zadecydowały małe rzeczy, ale też trzeba przyznać, że w drugiej połowie graliśmy po prostu źle. Nie było dobrej obrony, co powodowało, że praktycznie w ogóle nie graliśmy z kontry. Tymczasem rywale raz po raz atakowali rozpędzeni w przewadze i łatwo zdobywali punkty - komentował Krunić.

Rosa pokonała Anwil 82:71, choć gospodarze mieli szansę przechylić szalę na swoją korzyść w czwartej kwarcie. O ich indolencji w ataku niech jednak świadczy fakt, że między 30. a 36. minutą zdobyli tylko pięć punktów z linii osobistych, trafiając cały czas w konfiguracji: jeden rzut celny, jeden przestrzelony (od stanu 59:61 do 64:71)...

Skądinąd nawet zabawnie brzmią słowa trenera włocławskiego zespołu (Staramy się grać tak dobrze, jak tylko jest to możliwe. Sytuacja nie jest łatwa, ale się nie poddajemy), które jednak nie są niczym innym, jak tylko pustosłowiem. Całkowicie zabawne nie jest jednak to, że Anwil po raz pierwszy w swojej historii nie zagra w play-off. Tragiczny natomiast jest fakt, iż włocławianie rzeczywiście nie zasługują na grę w najlepszej ósemce.

Źródło artykułu: